• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

Wieża z kości słoniowej

Jestem tu by Ci pomóc. Nie pogłaskam, nie nakryję miękkim kocykiem złudzeń, nie powiem Ci, że on się zmieni. Jestem zdania, że drań zawsze będzie draniem. No chyba, że dociągnie do 90, przestanie mówić, straci wzrok i słuch. Wtedy możesz go hodować jak roślinkę na parapecie. Pytanie - chcesz? Ja nie chciałam. Ale myślę, że nadszedł czas, bym mogła się dzielić z Tobą moimi spostrzeżeniami, naukami, wypracowanymi zachowaniami po to, byś Ty stanęła w tym miejscu, gdzie ja teraz :) Aha! Jeśli szukasz informacji jak tutaj zrobić by voodoo na delikwencie, to nie u mnie :) Ja wolę spokój niż szukanie rozwiązań na vendettę. Chociaż... Bywają i dni, kiedy bym tym toxom wsadziła szpilkę w dupska :)

Kategorie postów

  • miś nierobek (1)
  • psychotabs (2)
  • toksyczne deszcze (2)
  • wiedza o społeczeństwie (2)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Kategoria

Toksyczne deszcze


Top 5 zachowań psycho-paniczów

 

 

Dzień dobry moje drogie,

 

Przyznam się, że nie mogłam usiedzieć na miejscu i postanowiłam znowu do Was zagadać. Pomysły na tego bloga rozbijają mi się o czaszkę i wzburzają płyn mózgowo-rdzeniowy. A, że jestem w tym flow, które pozwala mi wyrzucić miliardy myśli, to znaczy, że nie można sobie odpuścić. Kawka zrobiona? A może piątunio już wszedł Wam ostro i nie możecie się doczekać po południa? No ja muszę przyznać, że jak zwykle ambitnie podchodzę do tematu, tj. rano pełna werwy, skupienia, podejścia w stylu "I'm a king of the world", a potem kiszka. Szybko się spalam. Ale zwalam to trochę na pogodę, na zbliżające się przesilenie i co tu dużo mówić, zmęczenie. Niemniej jednak, dzisiaj jak to ja, wstałam z taką myślą, że mam swoje top 5 ukochanych (sarkazm!) tesktów Jaśnie Pana (a w zasadzie było ich dwóch, więc może powinnam ich rozmnożyć?), które psuły mi krew jak trucizna. Ale to tak totalnie mnie rozpieprzały na kawałki, że mogłabym rozwalić chatę i pół mieszkania sąsiadki. Serio.

Zacznę może od tego, że było ich dwóch, więc to co dzisiaj Wam opowiem będzie taką hardcoreową hybrydą zachowań i tekstów, które miałam serwowane przez te wszystkie lata kiedy tkwiłam w gównie. Oczywiście, 10 lat temu to bym nie powiedziała, że gówno jest gównem, ale, że bardziej ekstramentem, kupką, skutkiem ubocznym. Taka tam poprawność polityczna w moim wykonaniu. A, bo wiecie jak to jest - w domu mamma powtarza, żeby być grzeczną, umieć się zachować, broń boże niczego złego nikomu nie powiedzieć, normalnie taka indoktrynacja jak w XIX wieku. I wiecie co? W dupie to mam. O ile zostanę kiedykolwiek matką zamierzam mojemu dziecku mówić, że jeśli ktoś jawnie łamie Twoje prawa, wpieprza ci się w życie nieproszony, jeśli jesteś poddawany ocenie (zwykle niesprawiedliwej), wprost Ci się mówi, że jesteś krzywy, garbaty i masz zeza, to nalezy skutecznie skopać mentalne jaja takiej osobie i pokazać swoje granice. A nie, że trzeba odpuścić, spuścić głowę i z pokorą słuchać.

No i o tym właśnie dzisiaj chciałam między innymi Wam opowiedzieć. O tym jak Wasza Królewna dała się wkręcić w spiralę usłużnej pindy bez własnego zdania, a skończyła jako harda baba z takimi cojones, że orzech kokosowy to przy tym pikuś. Ready?

 

Bajka zaczyna się jakąś dekadę temu. Porzuciwszy swój pierwszy, młodzieńczy, długoletni związek (o nim pewnie też Wam kiedyś opowiem), weszłam jak w masełko w związek z pewnym kolesiem. Nazwijmy go Murgrabia*. Wiecie, taki panicz, panisko, koleś o szerokich horyzontach, ale biedny jak mysz kościelna, bez perspektyw, wykształcenia, a nawet ambicji, by pouzupełniać jego braki. No cóż. Królewna poznała go, zakochała się i frrru! powiedziała w domu, że jak zda egazminy końcowe na studiach to się wyprowadza wieść swoje iście dorosłe zycie u boku jegomościa. Oczywiście nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że znaliśmy się dość krótko, on mieszkał 400km dalej, ale łaskawie dla mnie porzucił wszystko i przyjechał do miasta na W., a moi starzy z dużą rezerwą odnosili się do mojego zajebistego planu na życie. Tutaj się zatrzymam na chwilę: kurwa, że też ja się nie palnęłam deską w czoło, kiedy wpadłam na ten złoty plan. Miałam 22 lata, ledwo studia skończyłam, zero wszystkiego życiowego... I to jeszcze z kimś, kogo w sumie nie poznałam. Nie znałam jego nawyków, słabych punktów, charakteru. No nic. Nie palnęłam się, spakowałam się, pobłogosławiona pojechałam. Murgrabia przez pierwzy tydzień naszego dorosłego życia był ucielesnieniem wszystkiego, co uwielbiam w facetach: śmiechowy, zabawny, bzykający, rozumny i kurwa z tak glębokimi przemyśleniami jak podobno wagina jego ex, z której się bardzo lubił nabijać. Ja też. Głupia ja. Sielanka przestała być sielanką po pierwszych dwóch tygodniach naszego życia przerywanego orgazmami. Bo oto Murgrabia uznał, że mu się pracować nie chce. Miałam jakiś hajs, starczyło na obiadki, na fajki, ale pracę dopiero zaczynałam i wiedziałam, że no lekko nie będzie. Typ wymigiwał się ze wszystkiego - nawet sprzątania, kiedy przychodziła jego kolej (mieszkaliśmy w pięcioosobowej komunie w wynajmowanym mieszkaniu). Wszystko nagle runeło na moją głowę - praca, dom, ogar życiowo-egzystencjonalny, pranie, sprzątanie. Myślicie, że chociaż przez chwilę mu się głupio zrobiło? Ale Królewna prała te jego gacie, dogadzała, wyszarpywała pieniążka na papieroski. I nadal, o ironio, nie widziała w tym nic złego. Napieprzała mu te kotleciczki emocjonalne z częstotliwością patologicznej miłości. I wtedy zaczęły się teksty.

1) Kochanie, przepraszam, nie wiem co mi się stało, że tak powiedziałem

Mamy tutaj do czynienia z taką podwójną dawka skurwysyństwa. Wiecie dlaczego? Bo śmie to to mówić do nas per kochanie, kiedy wie doskonale, że wypierdolił się na szynach i spieprzył cały ten nastrój zajebistego wpatrzenia w niego. Wie doskonale, że mówienie kochanie zmiękcza jak cocolino, a przy tym robi minę kota ze Shreka. Jeśli to zauwżyłyście u swojego psychola, to radzę zamknać oczy i wyobrazić sobie, że zamiast słodkiego misia pysia jest tam jakiś alien czy inne gówno, co wyglada dość obleśnie. Druga warstwa skurwysyństwa to jego gówniarskie usprawieldiwianie. Typ Ci mówi, że on nie wie, co się stało, że zrobił Ci przykrość/krzywdę, cokolwiek. No nie wie. Czaisz, wyłączył się mu mózg. Jak tym biednym ludziom, co zapadają w śpiączkę. Oni nie kontrolują swojego zachowania, swoich słów. To tak jakbyś w letargu powiedziała swojej przyjaciółce, że tak naprawdę jej nienawidzisz, bo ma większe cycki od Ciebie. No wiem, poziom gimnazjalny, ale chciałam, by było prosto. No i potem próbujesz jej wmówić, że Ty naprawdę, ale naprawdę nie wiesz, co się stało, że tak powidziałaś. Otóż, wiesz. Bo właśnie to naprawdę myślisz. Twoja podświadomość wylazła Ci jęzorem na wierzch i palnęłaś. I tutaj jest podobnie. Murgrabia bardzo często w ten sposób mi się tłumaczył. A Jaśnie Pan jeszcze częściej. I patrzysz na takiego jak na upośledzonego. Bo wiesz, kontrola i umiejetność zachowania się to raczej podstawa w dorosłym, odpowiedzialnym życiu. Aaaa, sorry, oni nie dorośli. Bardzo ułatwiło mi życie spogladanie na nich jak na 5-latków z ADHD. Polecam!

 

2) Gdybyś tego nie zrobiła, ja bym tamtego nie powiedział!

Och, mój ukochany klasyk! Jak ja kocham zrzucanie winy. Wielokrotnie byłam w sytuacji, kiedy musiałam się z czegokolwiek tłumaczyć. Hardcorem była jednak sytuacja, kiedy Jaśnie Pan** za wszelką cenę pragnął, bym się sponiewierała, zbiczowała, przyjeła sromotną pokutę za to, że przed nim byłam w związkach. Poważnie. Psychol chciał, żebym przeprosiła za swoje poprzednie relacje z facetami, bo miał jakiś urojony syndrom dziewicy. No sorry maleńki, ale wianek to ja oddałam wieki temu i to z miłości. Anyway, widzicie pewną zależność? Oczywiście, że wszelkiej maści zaburzeńcy będą chcieli za wszelką cenę uniknąć jakiegokolwiek ryzyka oceny, rozliczenia ich zachowania czy odpowiedzialności za swoje czyny. Absolutnie nie zauważą, że robienie komuś krzywdy czy wręcz prowokowanie u nas zachowań nieodpowiednich do sytuacji, to przemoc. Ja długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego on tak łatwo i sprawnie obraca całą sytuację przeciwko mnie tak, bym czuła się winna. I czułam. W przypadku Murgrabii to działało w ten sposób, że on bardzo długo i rzeczowo tłumaczył mi, że moje wybuchy zazdrości (kiedy przyłapywałam go na flirtach w necie) są nieuzasadnione, bo przecież do nieczego nie doszło. Że moja złość o to, że nie posprzątał mieszkania (podczas, gdy ja robiłam na 3 etaty i wacała mw nocy do domu) jest wynikiem przemęczenia. A to, że jestem sfrustrowana jego brakiem podejmowania pracy (bo on nie pójdzie pracować za 6 zł) jest skutkiem tego, że on się stara, ale mu nie wychodzi. I tak moje drogie, 6 lat się bujałam od burty do burty z tym życiowym przegrywem. Mało tego! Ja byłam pewna, że on ma rację. Zaczęłam postrzegać swój zdrowy rozsądek jako wroga, a nadwrażliwość jako wadę. I tak oto znerwicowana szłam do pracy, a on mógł spokojnie sączyć kawkę i marnować kolejne dni na pykaniu w Wiedźmina. Charming! Clou tego mojego mini opowidanka jest takie, że nie można dać sobie wmawiać, że nasze zachowanie jest podyktowane zachowaniem kogoś innego. No chyba, że jesteś upośledzony to można to jeszcze jakoś wytłumaczyć. Ale dorosły człowiek bierze odpowiedzialność za to, że np. krzyczy lub niszczy rzeczy. Albo rozkwasza Ci nos, bo powiedziałaś coś, co mu się nie podoba.

3) Nie zależy Ci na nas

Tu muszę przyznać, Jaśnie Pan wiódł prym. Tak doskonale wychodziło mu wpędzanie mnie w poczucie winy, że słodki jezu w malinach. Ale od początku. Bronią tego neurotycznego psychola przeciwko mnie było hasło, że ja go wcale nie kocham, nie zależy mi, że go okłamuję. I on tak wył mi do słuchawki, albo do ucha na żywo, co chwilę uspokajając się, to znowu wpadając w rozpacz. Uwierzcie mi, ktoś kto by zobaczył to z boku, miałby ubaw po pachy. On wyje a ja go pocieszam. Chociaż chwilę przed wyzwał mnie np. od kurew. A co tam! Ale to ja go nie kocham, nie szanuję, nie jestem z nim w stu procentach. Gdy próbowałam wyłuskać od niego życiodajną wiedzę, co właściwie według jego filozofii oznacza to kochanie, bycie i szacunek? No nie doczekałam się odpowiedzi. Ale za to zostałam obrzucona kolejnymi oskarżeniami. No i tutaj własnie tkwi cały szkopuł. Panowie jego pokroju będą Ci serwować sałatkę słowną złożoną z wielu, wielu słów, np. oskarżeń, tak, byś straciła grunt pod nogami. Dorzucą bardzo wzniosłe hasła o miłości i zaufaniu. Ty czując się jak ostatnia szmata, zaczniesz go prosić, przepraszać, tłumaczyć się! A on, albo łaskawie Ci wybaczy, albo zapadnie się pod ziemię i tyle gościa widziałaś. Po paru dniach lub tygodniach wyłoni się, ogłosi, że wybaczył, a przy okazji kolejnej kłótni wyłuska Ci słowo do słowa dokładnie to samo. i tak w kółko. Babrałam się w tym dwa lata prawie. Dwa lata wysłuchiwałam jak to bardzo go krzywdzę. Nie bardzo tylko wiedziałam czym, skoro moje zachowanie (dystans) wynikało z jego zachowania wobec mnie (bicie, poniżanie, grożenie, wyzywanie). No ale... Gra na smutnego misia zawsze albo prawie zawsze porywa takie smętne pindy jak ja wówczas.

4) Wyjdź za mnie i/lub miejmy dziecko

Ach, słowa wytrychy dla tych z Was, które marzą o białych sukniach i ciążowych brzuchach. Nie oceniam, spoko. Ja zawsze podchodziłam do tego z dystansem. Był czas, że marzyłam, że wejdę do urzędu, a wczesniej kościoła, gdy byłam osobą wierzącą, przy akompaniamencie Enigmy i złożę własnoręcznie przygotowaną przysięgę na dłonie mojego lubego. Ubrana w białe tiule, w towarzystwie moich koleżanek, przyjaciółek i rodziny. A potem zajdę w ciążę i urodze chłopca, który będzie miał jego oczy, nos i tak dalej. Well, nope! W przypadku Jaśnie Pana deklaracja wpsólnego życia i pożycia padła w okolicach miesiąca tego związku. Oniemiałam. Murgrabii zajęło to całe 3 lata, by w ogóle o tym wspomnieć, a tutaj proszę. Jaki on szybki! I można rzeczywiście zbaranieć. Bo z Jaśnie Panem łączyło mnie no... na tamten czas niewiele. Ot seksy, jakieś wypady na miasto, trochę wspólnego czasu. Nic poza tym. Rokowało na więcej, ale kiedy palnął te swoje pseudo oświadczyny tonem nieznoszącym sprzeciwu, Wasza Królewna zrobiła halt. Ale jak to? Gówno wiesz o lasce, a jesteś pewny, że chcesz ją za żonę? Tym bardziej, że jego ex małżonka spierdoliła od niego po 3 latach małżeństwa. Dziwne nie? Zaczęłam kminić. Jaśnie Pan pragnął mieć ptaszka w klatce (nie swojego, rzecz jasna). Taką papużkę Arę, która będzie piać z zachwytu na jego widok, robiła mu dobrze kiedy chce i podawała obiadki wykonane z należną nabożnością. Powiedziałam, że chyba ocipiał. I tutaj padły słowa z punktu 3. Auć. Nie ropzisując się za wiele - typ musi, naprawdę musi mieć coś z banią, jeśli po krótki mczasie proponuje Ci opcję 1 lub 2 albo kombo 2w1. Nie ma innej rady. Generalnie przyjęło się, że faceci nie są tak bardzo skorzy do zakładania rodziny, więcej czasu zajmuje im wykmininie, czy ona to naprawdę ona. Wiecie, kalkulują. A tu po miesiącu czasu widzisz typa czołgajacego się na kolanach. I powtarzającego swoje teatrzyki z większą częstotliwością. A nasilała się ona, gdy zgred coś wywinął i potrafił jebnąć się nakolanka, ze słonecznikiem w łapie na środku rynku i prosić o rękę Księżniczki. Well, still nope. Nie dajcie się wkręcić. Żaden zdrowy facet tego nie robi. Nigdy. Za wcześnie.

5) Nigdy się ode mnie nie uwolnisz

To jest kaliber, który przerobiłam zarówno w przypadku Murgrabii jak i Jaśnie Pana. Otóż, moi milusińscy wymyślili sobie to hasło zupełnie niezależnie, w dwóch odrębnych kontekstach sytuacyjnych. Murgrabia palnął tym jakże groźnie brzmiącym hasłem przy okazji mojej batalii o jego wyprowadzkę. Zmodyfikował ją jednakże do słów: Nigdy się stąd nie wyniosę. No i rzeczywiście, zacietrzewił się, przyssał do kanapy w salonie, obrastał swoim syfem coraz bardziej, a ja bezsilna już nie wiedziałam co zrobić. Na ratunek przybyła rodzinka, która Pana, delikatnie mówiąc, wyprosiła z lokalu. Patrzenie jak "miłość Twojego życia" wychodzi z mieszkania, z kilkoma workami swoich dupereli, nie mówiąc Ci cześć na odchodne było dość bolesne. Ale moje mentalne uwolnienie się od niego nie trwało długo. Jakieś pół roku? Miałam serdecznie dość jego gówniarstwa, nieodpowiedzialności i bycia życiowym dupkiem. Z kolei Jaśnie Pan zastosował nieco ostrzejszą formę próby zatrzymania mnie przy sobie. Zaczęło się od wspomnianych lamnetów, potem agrasywne zachowania, wreszcie kilka gróźb samobójstwem, a na koniec zastosował chyba coś, co mnie sparaliżowało na wiele, wiele miesięcy - groźbę zrobienia mi krzywdy, wywiezienia do innego kraju i sprzedania mnie jako prostytutkę. Żadna z powyższych rzeczy się nie wydarzyła. A skuteczną metodą na odcięcie się do tego bullshitu była zmiana numeru telefonu. Polecam. Oczywiście, dziewczyny, musicie wiedzieć, że są różni psychole i jedni potrfią zrobić wiele złego, podczas gdy inni tylko straszą. Zawsze można zbierać wszelkie dowody w postaci smsów, mailii, wiadomości na FB, nagrywania rozmów i zgłosić to odpowiednim organom ścigania. A można też przy okazji zadbać o to, by samej się uwolnić od niego. Odciąć, wykastrować jego byt z własnego życia. Bo w sumie... Z nimi to się raczej happy endem nie kończą żadne związki.

Zrobiło się poważnie, ale no same wiecie, życie z psycholami wcale do słodkich nie należy. Jeśli macie jakikolwiek problem, nie wiecie co robić, potrzebujecie konkretnego, profesjonalnego wsparcia zawsze możecie skorzystać z Niebieskiej Linii, Centrum Praw Kobiet, MOPSU w swojej miejscowości, darmowych porad psychologicznych na NFZ, grup wsparcia w sieci, grup dla współuzależnionch itp. Niebawem w linkach zamieszczę kilka przydadnych adresów i namiarów. Pamiętajcie jednak o jednym - stałe teksty psychopaniczów to ich sposób na zrobienie z Ciebie jeszcze większej, zależnej ofiary. Nie pozwólcie sobie. Bądzie mądre i bezpieczne w ten weekend!

Wasza Królewna z Drewna

 P.S. Kilka słów o dwóch bohaterach dzisiejszej bajki:

* - Murgrabia, czyli mój wieloetni partner, który nie trudził się pracą, chętnie szukał przygód na boku i wpędził mnie w spiralę zadłużenia

** - Jaśnie Pan, człowiek z którym związałam się po Murgrabii, niebezpieczny i uzalezniony od alkoholu. 2 letni toskyczny związek, który jest powodem pisania tego bloga.

 

 

06 września 2019   Dodaj komentarz
toksyczne deszcze   na wesoło   narcyzm   psychopatia   toksyczny związek   top5   socjopatia  

Po co, dlaczego, czemu, jak?

Dzień dobry Dziewczynki!

Na początek mały meme:

 

Na tym przepięknej urody zdjęciu widzicie mnie. No może nie konkretnie moją postać, ale raczej bardzo typową pozę, którą przybierała moja psychika za każdym razem, kiedy w moim życiu, otoczeniu, świadomości pojawiał się typowy toksyczny bullshit! Znacie to - jakieś pieprzenie o szopenie, kłamstwa o różnym polu rażenia, wprowadzanie zamętu, robieniu dramy z niczego i jeszcze na koniec kop w tyłek za pomocą szpileczki zwanej "niezależycinamnie". O tak, creme de la creme w wykonaniu naszych milusińskich. Ale powiem Wam coś - my nie jesteśmy lepsze. Oczywiście, nie zwalam tutaj żadne winy na ofiary sprytnych manipulacji ze strony toksów, ale no przyznajmy się moje drogie, też ponosimy jakąś odpowiedzialność za to, w jakiej sytuacji tkwimy. A próbując ją zrozumieć, zadajemy sobie, innym wiele pytań. Pozwólcie więc, że zrobię z Wami mały przegląd najbardziej typowych, najczęściej pojawiających się pytań skierowanych do innych w temacie Waszego psychozwiązku. Ready?

 

1) Dlaczego on mnie tak traktuje?

Tak czyli jak? Jak szmatę? Jak popychadło? Jak darmowy automat do robienia biadów, sprzątania, prania, gotowania? Jak wielozadaniową maszynkę do seksu? Jak worek treningowy? Jak niedorozwiniętą? Można wymieniać w nieskończoność. Jeśli kiedykolwiek zastanawiałaś się dlaczego on zahcowuje się w sposób nieodpowiedni względem Ciebie, to mam dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że Twój mózg jeszcze żyje, nie poddałaś sie lobotomii z jego strony i masz jakąkolwiek świadomość, że coś tu nie gra. Zła wiadomość jest taka, że w ogóle rozkminiasz takie zachowania, szukasz powodu. A tutaj niestety, nie ma dobrego gruntu pod wytłumaczenie (po raz kolejny!) jego postawy. To proste. Nikt ani nic nie ma prawa traktować Cie jak powyżej. Nie ma i koniec. Kropka! Nie jesteś niczyją własnością, by można było Cię sponiewierać. Jesteś człowiekiem, wyposażona w pakiet praw do nietykalności oraz do szacunku. Nie daj sobie wmawiać, że na to wszystko trzeba sobie zasłużyć. On Ciebie traktuje w taki sposób, bo zauważył, że:

a) masz deficyt miłości, a więc zrobisz WSZYSTKO, by być szanowaną, kochaną i wspieraną. Słowem - przesuwasz swoje granice do momentu, aż nie masz ich wcale, a on nie waha się, by podnieść poprzeczkę aż do nieba.

b) nie nauczono go nigdy, że każdy człowiek ma swoją godność, którą należy szanować. Nie pokazano mu jak kochać i być kochanym, nie wychowano go w duchu poszanowania drugiej osoby, nie przekazano mu podstawowych wartości, które czynią nas ludźmi, a nie dzikusami z jaskini.

c) tłumaczysz KAŻDE jego zachowanie trudnym dzieciństwem, dorastaniem w patologii, traumami, niepowodzeniami, stresem, przepalonym mlekiem i za małymi butami. Jesteś skłonna zrozumieć absolutnie każdy, nawet najbardziej absurdalny element wytłumaczenia jego podłości.

d) wierzysz, że się zmieni, albo co gorsza, chcesz go zmienić. Odczarować tę toksyczną żabę. Surprise! Nie da się. To tak, jakbyś namawiała ćpuna do rzucenia dragów, bo Ty tak chcesz. O nie moja droga, jemu się podoba to jego bagienko, nie wyjdzie z niego o ile nie będzie zmuszony, bo na przykład to bagienko wyschnie. Ale spokojna rozczochrana - znajdzie kolejne, a potem następne. Tak - Ty jesteś jego bagienkiem rozkoszy.

e) robisz listę tłumaczeń, usprawieldiwień i coraz bardziej pogrążasz się w swoim szambie. No tak własnie, jest to szambo, a jak mawiał klasyk (chociaż w sumie to miano nie powinno być mu przypisywane): nie nazywajmy szamba perfumerią. I Ty też nie powinnaś. Skoro typ robi Ci awantury, wpędza w poczucie winy, Twoi znajomi i rodzina mówią wprost, że coś jest chyba nie tak, to nie stój jak cielaczek prowadzony na rzeź, tylko usiądź, weź kartkę, spisz wszystkie akcje na nie, które Ci Twój ksiażę zaserwował w ostatnim czasie. Zapisz też to, co czułaś. I nie, nie wydaje Ci się, jeśli po spotkaniach z nim czujesz się jakbyś stoczyła walkę na ringu albo co gorsza, zauważasz, że twoje zdrowie podupada. Czy wiesz, że długotrwała ekspozycja na stres może powodować choroby autoimmunologiczne, nowotwory, o depresji nie wspominając? Skoro jemu w kolorki jest niszczenie Twojego dobrostanu, to w Twoim zakichanym interesie jest mu te plany pokrzyżować.

Musisz wiedzieć, że on Ciebie tak traktuje również dlatego, że nikt go nie nauczył troszczyć się o drugiego człowieka. Istnieją pewne badania, które wysnuwają tezę, że osoby z narcystycznym zaburzeniem osobowości mają pewne braki w neuroprzekaźnikach w mózgu spowodowane niskim lub znikomym poziomem hormonów we krwi. To, że Twój misio jest jurnym, zawsze skorym do walki niedźwiadkiem, nie oznacza, że w jego mózgu dzieją się prawidłowe rzeczy. Śmiem twierdzić, że nie. Co więcej, panicz na pewnym etapie swojego życia (czyli tak do 5 roku) musiał być bardzo zaniedbanym emocjonalnie dzieckiem. I nie, nie szukam tutaj usprawieldiwienia dla jego chamstwa. Raczej próbuję Ci wyjasnić laleczko, że nie ma szans, by Twoje prosby, groźby, płacze, lamenty i fochy zdziałały cuda. Do wszelkich zmian, nawet tych nieuleczalnych, potrzeba zwyczajnej woli i zrozumienia, że ma się problem. A jak misiaczek psycholek ma zrozumieć, że ma problem, skoro mu tak dobrze się po Tobie jeździ i gnoi? Jego odczuwanie można porównać do masochizmu. On kocha swój ból i będzie Cię w niego pogrążał.

 

2) Po co on to robi?

Ha! Bo może! Bo kto mu zabroni? Ty? Chyba żartujesz?! Kim jesteś, puchu marny, że śmiesz mu zabraniać czegokolwiek. Nieważne, czy masz do czynienia z hazardzistą, alkoholikiem, ćpunem, nałogowym graczem, fanem rozrób na dyskotece, facetem z syndromem Otella, czy innym notorycznym zdrajcą - nie masz moralnego prawa i w ogóle nie masz prawa mówić mu jak ma żyć i tłumaczyć dlaczego to, co robi Ciebie rani. Dla niego jesteś - ładnie mówiąc z angielska - supply. Czyli źródłem wszelkich jego emocji. On się nimi karmi, a im bardziej Tobą trzepie, tym mocniej on odczuwa satysfakcję. Naukowcy i psycholodzy dowodzą, że osoby o osobowościach psycho i socjopatycznych mają zaniżone poczucie ryzyka. Dla nich skok ze spadochronu czy możliwosć rabunku to te same emocje. Dla nas skok z wysokości może podnieść adrenalinę na wiele lat na samo wspomnienie o tym wydarzeniu, dla nich to jedyna droga do osiągnięcia stanu jakegoś podniecenia psychicznego. Oni wtedy czują, że żyją. A więc (zdania nie zaczyna się od więc) robi Ci krzywdę, bo to pozwala mu zapłonąć, być panem sytuacji. Czyni go bogiem. Ale to tylko w jego oczach, w jego mniemaniu. Jesteś jego źródełkiem, jego bagienkiem. I on się nie martwi o to, że pewnego dnia wyschniesz, wsiąkniesz w ziemię. Znajdzie kolejną zadzawkę i będzie się w niej taplał niczym wesoły hipopotam. A póki jesteś to właśnie tak Ciebie postrzega - jako jego bagienko szczęścia. Naprawdę Ci ta pozycja odpowiada?

 

3) Czemu on sobie pozwala na coraz więcej?

 Bo wie, że jak sięgniesz dna, to albo nie będziesz miała mocy wyjść i popadniesz w depresję wraz z nerwicą i wreszcie będzie miał rację, żeś wariatka, albo z satysfakcją rzuci Cię w okresie loveboomingu (nadmiernego owijania wokół palca i zasypywania miłością). On pozwala sobie na więcej, bo niestety, pozwalasz mu na to. Przekracza kolejne Twoje granice i nie waha się tego robić, nawet jeśli pozornie mu na to nie pozwalasz. Wiesz, ja też na to pozwalałam. Uderzył mnie raz, rozkwasił mi buzię, wyszarpał pukiel włosów, narobił siniaków. Na kolejny dzień przyjechał i wył mi do ucha, że on się zabije, bo nie może znieść, że mnie tak potraktował. Z tego co wiem, żyje nadal. A ja? Chociaż miałam siniaki, trochę łysa byłam z boku głowy i miałam rozpierdoloną psychę, to przebaczyłam. Bo on żałuje. A gówno prawda. Jeśli kiedykolwiek po jakimkolwiek świństwie przyjdzie do Ciebie, zapłakany, zaskamrkany gnojek, to:

a) wskaż mu drzwi

b) palnij go w łeb i wskaż drzwi

c) wyciągnij wnioski, powiedz mu o nich i wskaż drzwi

Nie można pozwolić, by przejęli nad Tobą kontrolę. A kiedy misio straszy samobójstwem, dzwonisz na policję lub ostry dyżur w psychiatryku. Parę takich akcji i mu się odechce (wiem z autopsji). Pozwalasz mu na więcej, więc on robi więcej. Nie zna umiaru, wie, że cokolwiek nie odwali, Ty go przyjmiesz pod strzechę i jeszcze dasz seks stulecia, bo tak go kochasz. Nie kochanie, to nie ma nic wspólnego z miłością, kiedy facet wyżywa się na Tobie, okłamuje, zdradza, chleje, przepieprza pieniądze, bije czy szantażuje. Nie ma również nic wspólnego z miłością fakt, że lubi sobie Ciebie nazwać w kłótni dziwką. Wiesz, za bycie dziwką bierze się pieniądze, a z tego co pewnie wiesz, Ty dajesz mu siebie za frytę. Szach mat! Musisz wiedzieć, że psychofag ma w repertuarze całe mnóstwo manipulacyjnych zagrań - od biednego misia, po agresywnego niedźwiedzia, aż po zdołowanego kłapoucha, który będzie Ci wył pod oknem jak ten sęp miłości. Remedium? Otocz się MYŚLĄCYMI ludźmi, którzy będą Ci powtarzać jak zdarta płyta, że to nie ma szans. Że powrót oznacza jeszcze gorsze problemy. Bo tak się dzieje w cyklu przemocowym, o którym pewnie Ci jeszcze opowiem w szczegółach.

 

 4) Jak to możliwe, że tak bardzo się zmienił?

Otóż, moja droga Koleżanko, on się nie zmienił. On pokazuje jaki jest naprawdę. Ten bajer, który sprzedał Ci na początku miał na celu złapać Cię w pułapkę. Sprawić, że się otworzysz, wydłubiesz sobie oczy, ogłuszysz się, a serce wykroisz mu w idealnych kawałkach i podasz na nalepszej porcelanie. A wszystko to potem opluje, zniszczy i zrobi z siebie ofiarę, bo przecież on tak kochał, a Ty go nie chcesz (w końcowej fazie masz go tak serdecznie dosć, że jakikolwiek kontakt z nim skutkuje agresją). On po prostu nie ma napisane na czole, że jest zjebem, alkusem, ćpunem czy poszukiwaczem coraz to nowszych ud do rozchylania. Nie powie Ci, że nie ma kasy, mieszkania, że ma długi, alimenty, że ściga go komornik, a była żona założyła mu kolejną sprawę o naruszanie miru domowego. Nie przyzna się, że miał zawiasy, że coś ukradł, że pobił kogoś do tego stopnia, że ta osoba wylądowała w szpitalu. Nie powie Ci prawdy, że w jego domu jego matka jest tyranem, a ojciec ma wyrąbane (lub odwrotnie). Nie przyzna się, że kiedyś zgwałcił dziewczynę, bo zdjął prezerwatywę zanim doszedł, a ona wyraźnie zaznaczyła, że seks tylko w gumie. W żadnym wypadku nie strzeli sobie w kolanko. Co to to nie. Więc nie gadaj, że on się zmienił. On po prostu nie utrzyma swojej maski dłużej niż miesiąc, dwa, pół roku, rok czy może i kilka lat. Zazwyczaj jesteśmy w stanie wyłapać subtelne znaki, że z gościem jest coś nie tak już na początku, ale... Mamy różowe okularki lenonki, serduszka nad głową i gwiazdki w oczach, bo ten oto facet jawi nam się jako silny, zaradny, męski i na pewno zajebisty w wyrze samiec. Znasz to powiedzenie, że łobuz kocha najbardziej? Do pierwszego wpierdolu. Potem jesteś dla niego już tylko workiem. I nie mówię tylko o tym, że ma Cię lać fizycznie. On Cię może psychicznie gnębić. Ekonomicznie. Seksualnie. Efekt zawsze jest taki sam. Więc może jak już idziesz na randeczkę i słyszysz jaka to jego ex jest wariatką, jak bardzo w robocie mu idzie pod górkę, jak bardzo matka go wkurwia, jak on nie ratuje małych kotków i inne bzdury, to proszę Cię, zdejmuj okularki lenonki, wyczyść uszy i najlepiej typa nagraj. Posłuchasz sobie na spokojnie, może w towarzystwie koleżanek jego wywodów i wysnujesz wnioski. Żeby potem nie było lamentu "Boooożeeeee, ale jak to możliwe, że on się tak zmienił????".

 

Moja droga Koleżanko, zanim zmienisz się w kolejną drama queen, która szuka porad na forach, miej na uwadze, że nie mówię Ci tego po to, by Cię zdołować i odciagnać od tego cuda natury jakim jest Twój Krzysio, Zbysio czy Rafałek (imiona zupełnie randomowe). Jeśli kiedykolwiek zadawałaś sobie pytania z powyższej listy, to miej na uwadze, że nie biorą się one z czeluści. Mam nadzieję, że nie przeszłaś lobotomii i umiesz wyciągnać jakieś wnioski. Czekam na Twój komentarz. A może zadajesz sobie jeszcze inne pytania?

 

Zadanie na dzisiaj: nie bądź drama queen :)

 

 

Twoja Królewna z Drewna

 

05 września 2019   Dodaj komentarz
toksyczne deszcze   odpowiedzi   pytania   toksyczny związek   ofiara  
Paulinakondratowicz | Blogi