Top 5 zachowań psycho-paniczów
Dzień dobry moje drogie,
Przyznam się, że nie mogłam usiedzieć na miejscu i postanowiłam znowu do Was zagadać. Pomysły na tego bloga rozbijają mi się o czaszkę i wzburzają płyn mózgowo-rdzeniowy. A, że jestem w tym flow, które pozwala mi wyrzucić miliardy myśli, to znaczy, że nie można sobie odpuścić. Kawka zrobiona? A może piątunio już wszedł Wam ostro i nie możecie się doczekać po południa? No ja muszę przyznać, że jak zwykle ambitnie podchodzę do tematu, tj. rano pełna werwy, skupienia, podejścia w stylu "I'm a king of the world", a potem kiszka. Szybko się spalam. Ale zwalam to trochę na pogodę, na zbliżające się przesilenie i co tu dużo mówić, zmęczenie. Niemniej jednak, dzisiaj jak to ja, wstałam z taką myślą, że mam swoje top 5 ukochanych (sarkazm!) tesktów Jaśnie Pana (a w zasadzie było ich dwóch, więc może powinnam ich rozmnożyć?), które psuły mi krew jak trucizna. Ale to tak totalnie mnie rozpieprzały na kawałki, że mogłabym rozwalić chatę i pół mieszkania sąsiadki. Serio.
Zacznę może od tego, że było ich dwóch, więc to co dzisiaj Wam opowiem będzie taką hardcoreową hybrydą zachowań i tekstów, które miałam serwowane przez te wszystkie lata kiedy tkwiłam w gównie. Oczywiście, 10 lat temu to bym nie powiedziała, że gówno jest gównem, ale, że bardziej ekstramentem, kupką, skutkiem ubocznym. Taka tam poprawność polityczna w moim wykonaniu. A, bo wiecie jak to jest - w domu mamma powtarza, żeby być grzeczną, umieć się zachować, broń boże niczego złego nikomu nie powiedzieć, normalnie taka indoktrynacja jak w XIX wieku. I wiecie co? W dupie to mam. O ile zostanę kiedykolwiek matką zamierzam mojemu dziecku mówić, że jeśli ktoś jawnie łamie Twoje prawa, wpieprza ci się w życie nieproszony, jeśli jesteś poddawany ocenie (zwykle niesprawiedliwej), wprost Ci się mówi, że jesteś krzywy, garbaty i masz zeza, to nalezy skutecznie skopać mentalne jaja takiej osobie i pokazać swoje granice. A nie, że trzeba odpuścić, spuścić głowę i z pokorą słuchać.
No i o tym właśnie dzisiaj chciałam między innymi Wam opowiedzieć. O tym jak Wasza Królewna dała się wkręcić w spiralę usłużnej pindy bez własnego zdania, a skończyła jako harda baba z takimi cojones, że orzech kokosowy to przy tym pikuś. Ready?
Bajka zaczyna się jakąś dekadę temu. Porzuciwszy swój pierwszy, młodzieńczy, długoletni związek (o nim pewnie też Wam kiedyś opowiem), weszłam jak w masełko w związek z pewnym kolesiem. Nazwijmy go Murgrabia*. Wiecie, taki panicz, panisko, koleś o szerokich horyzontach, ale biedny jak mysz kościelna, bez perspektyw, wykształcenia, a nawet ambicji, by pouzupełniać jego braki. No cóż. Królewna poznała go, zakochała się i frrru! powiedziała w domu, że jak zda egazminy końcowe na studiach to się wyprowadza wieść swoje iście dorosłe zycie u boku jegomościa. Oczywiście nie było by w tym nic złego, gdyby nie fakt, że znaliśmy się dość krótko, on mieszkał 400km dalej, ale łaskawie dla mnie porzucił wszystko i przyjechał do miasta na W., a moi starzy z dużą rezerwą odnosili się do mojego zajebistego planu na życie. Tutaj się zatrzymam na chwilę: kurwa, że też ja się nie palnęłam deską w czoło, kiedy wpadłam na ten złoty plan. Miałam 22 lata, ledwo studia skończyłam, zero wszystkiego życiowego... I to jeszcze z kimś, kogo w sumie nie poznałam. Nie znałam jego nawyków, słabych punktów, charakteru. No nic. Nie palnęłam się, spakowałam się, pobłogosławiona pojechałam. Murgrabia przez pierwzy tydzień naszego dorosłego życia był ucielesnieniem wszystkiego, co uwielbiam w facetach: śmiechowy, zabawny, bzykający, rozumny i kurwa z tak glębokimi przemyśleniami jak podobno wagina jego ex, z której się bardzo lubił nabijać. Ja też. Głupia ja. Sielanka przestała być sielanką po pierwszych dwóch tygodniach naszego życia przerywanego orgazmami. Bo oto Murgrabia uznał, że mu się pracować nie chce. Miałam jakiś hajs, starczyło na obiadki, na fajki, ale pracę dopiero zaczynałam i wiedziałam, że no lekko nie będzie. Typ wymigiwał się ze wszystkiego - nawet sprzątania, kiedy przychodziła jego kolej (mieszkaliśmy w pięcioosobowej komunie w wynajmowanym mieszkaniu). Wszystko nagle runeło na moją głowę - praca, dom, ogar życiowo-egzystencjonalny, pranie, sprzątanie. Myślicie, że chociaż przez chwilę mu się głupio zrobiło? Ale Królewna prała te jego gacie, dogadzała, wyszarpywała pieniążka na papieroski. I nadal, o ironio, nie widziała w tym nic złego. Napieprzała mu te kotleciczki emocjonalne z częstotliwością patologicznej miłości. I wtedy zaczęły się teksty.
1) Kochanie, przepraszam, nie wiem co mi się stało, że tak powiedziałem
Mamy tutaj do czynienia z taką podwójną dawka skurwysyństwa. Wiecie dlaczego? Bo śmie to to mówić do nas per kochanie, kiedy wie doskonale, że wypierdolił się na szynach i spieprzył cały ten nastrój zajebistego wpatrzenia w niego. Wie doskonale, że mówienie kochanie zmiękcza jak cocolino, a przy tym robi minę kota ze Shreka. Jeśli to zauwżyłyście u swojego psychola, to radzę zamknać oczy i wyobrazić sobie, że zamiast słodkiego misia pysia jest tam jakiś alien czy inne gówno, co wyglada dość obleśnie. Druga warstwa skurwysyństwa to jego gówniarskie usprawieldiwianie. Typ Ci mówi, że on nie wie, co się stało, że zrobił Ci przykrość/krzywdę, cokolwiek. No nie wie. Czaisz, wyłączył się mu mózg. Jak tym biednym ludziom, co zapadają w śpiączkę. Oni nie kontrolują swojego zachowania, swoich słów. To tak jakbyś w letargu powiedziała swojej przyjaciółce, że tak naprawdę jej nienawidzisz, bo ma większe cycki od Ciebie. No wiem, poziom gimnazjalny, ale chciałam, by było prosto. No i potem próbujesz jej wmówić, że Ty naprawdę, ale naprawdę nie wiesz, co się stało, że tak powidziałaś. Otóż, wiesz. Bo właśnie to naprawdę myślisz. Twoja podświadomość wylazła Ci jęzorem na wierzch i palnęłaś. I tutaj jest podobnie. Murgrabia bardzo często w ten sposób mi się tłumaczył. A Jaśnie Pan jeszcze częściej. I patrzysz na takiego jak na upośledzonego. Bo wiesz, kontrola i umiejetność zachowania się to raczej podstawa w dorosłym, odpowiedzialnym życiu. Aaaa, sorry, oni nie dorośli. Bardzo ułatwiło mi życie spogladanie na nich jak na 5-latków z ADHD. Polecam!
2) Gdybyś tego nie zrobiła, ja bym tamtego nie powiedział!
Och, mój ukochany klasyk! Jak ja kocham zrzucanie winy. Wielokrotnie byłam w sytuacji, kiedy musiałam się z czegokolwiek tłumaczyć. Hardcorem była jednak sytuacja, kiedy Jaśnie Pan** za wszelką cenę pragnął, bym się sponiewierała, zbiczowała, przyjeła sromotną pokutę za to, że przed nim byłam w związkach. Poważnie. Psychol chciał, żebym przeprosiła za swoje poprzednie relacje z facetami, bo miał jakiś urojony syndrom dziewicy. No sorry maleńki, ale wianek to ja oddałam wieki temu i to z miłości. Anyway, widzicie pewną zależność? Oczywiście, że wszelkiej maści zaburzeńcy będą chcieli za wszelką cenę uniknąć jakiegokolwiek ryzyka oceny, rozliczenia ich zachowania czy odpowiedzialności za swoje czyny. Absolutnie nie zauważą, że robienie komuś krzywdy czy wręcz prowokowanie u nas zachowań nieodpowiednich do sytuacji, to przemoc. Ja długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego on tak łatwo i sprawnie obraca całą sytuację przeciwko mnie tak, bym czuła się winna. I czułam. W przypadku Murgrabii to działało w ten sposób, że on bardzo długo i rzeczowo tłumaczył mi, że moje wybuchy zazdrości (kiedy przyłapywałam go na flirtach w necie) są nieuzasadnione, bo przecież do nieczego nie doszło. Że moja złość o to, że nie posprzątał mieszkania (podczas, gdy ja robiłam na 3 etaty i wacała mw nocy do domu) jest wynikiem przemęczenia. A to, że jestem sfrustrowana jego brakiem podejmowania pracy (bo on nie pójdzie pracować za 6 zł) jest skutkiem tego, że on się stara, ale mu nie wychodzi. I tak moje drogie, 6 lat się bujałam od burty do burty z tym życiowym przegrywem. Mało tego! Ja byłam pewna, że on ma rację. Zaczęłam postrzegać swój zdrowy rozsądek jako wroga, a nadwrażliwość jako wadę. I tak oto znerwicowana szłam do pracy, a on mógł spokojnie sączyć kawkę i marnować kolejne dni na pykaniu w Wiedźmina. Charming! Clou tego mojego mini opowidanka jest takie, że nie można dać sobie wmawiać, że nasze zachowanie jest podyktowane zachowaniem kogoś innego. No chyba, że jesteś upośledzony to można to jeszcze jakoś wytłumaczyć. Ale dorosły człowiek bierze odpowiedzialność za to, że np. krzyczy lub niszczy rzeczy. Albo rozkwasza Ci nos, bo powiedziałaś coś, co mu się nie podoba.
3) Nie zależy Ci na nas
Tu muszę przyznać, Jaśnie Pan wiódł prym. Tak doskonale wychodziło mu wpędzanie mnie w poczucie winy, że słodki jezu w malinach. Ale od początku. Bronią tego neurotycznego psychola przeciwko mnie było hasło, że ja go wcale nie kocham, nie zależy mi, że go okłamuję. I on tak wył mi do słuchawki, albo do ucha na żywo, co chwilę uspokajając się, to znowu wpadając w rozpacz. Uwierzcie mi, ktoś kto by zobaczył to z boku, miałby ubaw po pachy. On wyje a ja go pocieszam. Chociaż chwilę przed wyzwał mnie np. od kurew. A co tam! Ale to ja go nie kocham, nie szanuję, nie jestem z nim w stu procentach. Gdy próbowałam wyłuskać od niego życiodajną wiedzę, co właściwie według jego filozofii oznacza to kochanie, bycie i szacunek? No nie doczekałam się odpowiedzi. Ale za to zostałam obrzucona kolejnymi oskarżeniami. No i tutaj własnie tkwi cały szkopuł. Panowie jego pokroju będą Ci serwować sałatkę słowną złożoną z wielu, wielu słów, np. oskarżeń, tak, byś straciła grunt pod nogami. Dorzucą bardzo wzniosłe hasła o miłości i zaufaniu. Ty czując się jak ostatnia szmata, zaczniesz go prosić, przepraszać, tłumaczyć się! A on, albo łaskawie Ci wybaczy, albo zapadnie się pod ziemię i tyle gościa widziałaś. Po paru dniach lub tygodniach wyłoni się, ogłosi, że wybaczył, a przy okazji kolejnej kłótni wyłuska Ci słowo do słowa dokładnie to samo. i tak w kółko. Babrałam się w tym dwa lata prawie. Dwa lata wysłuchiwałam jak to bardzo go krzywdzę. Nie bardzo tylko wiedziałam czym, skoro moje zachowanie (dystans) wynikało z jego zachowania wobec mnie (bicie, poniżanie, grożenie, wyzywanie). No ale... Gra na smutnego misia zawsze albo prawie zawsze porywa takie smętne pindy jak ja wówczas.
4) Wyjdź za mnie i/lub miejmy dziecko
Ach, słowa wytrychy dla tych z Was, które marzą o białych sukniach i ciążowych brzuchach. Nie oceniam, spoko. Ja zawsze podchodziłam do tego z dystansem. Był czas, że marzyłam, że wejdę do urzędu, a wczesniej kościoła, gdy byłam osobą wierzącą, przy akompaniamencie Enigmy i złożę własnoręcznie przygotowaną przysięgę na dłonie mojego lubego. Ubrana w białe tiule, w towarzystwie moich koleżanek, przyjaciółek i rodziny. A potem zajdę w ciążę i urodze chłopca, który będzie miał jego oczy, nos i tak dalej. Well, nope! W przypadku Jaśnie Pana deklaracja wpsólnego życia i pożycia padła w okolicach miesiąca tego związku. Oniemiałam. Murgrabii zajęło to całe 3 lata, by w ogóle o tym wspomnieć, a tutaj proszę. Jaki on szybki! I można rzeczywiście zbaranieć. Bo z Jaśnie Panem łączyło mnie no... na tamten czas niewiele. Ot seksy, jakieś wypady na miasto, trochę wspólnego czasu. Nic poza tym. Rokowało na więcej, ale kiedy palnął te swoje pseudo oświadczyny tonem nieznoszącym sprzeciwu, Wasza Królewna zrobiła halt. Ale jak to? Gówno wiesz o lasce, a jesteś pewny, że chcesz ją za żonę? Tym bardziej, że jego ex małżonka spierdoliła od niego po 3 latach małżeństwa. Dziwne nie? Zaczęłam kminić. Jaśnie Pan pragnął mieć ptaszka w klatce (nie swojego, rzecz jasna). Taką papużkę Arę, która będzie piać z zachwytu na jego widok, robiła mu dobrze kiedy chce i podawała obiadki wykonane z należną nabożnością. Powiedziałam, że chyba ocipiał. I tutaj padły słowa z punktu 3. Auć. Nie ropzisując się za wiele - typ musi, naprawdę musi mieć coś z banią, jeśli po krótki mczasie proponuje Ci opcję 1 lub 2 albo kombo 2w1. Nie ma innej rady. Generalnie przyjęło się, że faceci nie są tak bardzo skorzy do zakładania rodziny, więcej czasu zajmuje im wykmininie, czy ona to naprawdę ona. Wiecie, kalkulują. A tu po miesiącu czasu widzisz typa czołgajacego się na kolanach. I powtarzającego swoje teatrzyki z większą częstotliwością. A nasilała się ona, gdy zgred coś wywinął i potrafił jebnąć się nakolanka, ze słonecznikiem w łapie na środku rynku i prosić o rękę Księżniczki. Well, still nope. Nie dajcie się wkręcić. Żaden zdrowy facet tego nie robi. Nigdy. Za wcześnie.
5) Nigdy się ode mnie nie uwolnisz
To jest kaliber, który przerobiłam zarówno w przypadku Murgrabii jak i Jaśnie Pana. Otóż, moi milusińscy wymyślili sobie to hasło zupełnie niezależnie, w dwóch odrębnych kontekstach sytuacyjnych. Murgrabia palnął tym jakże groźnie brzmiącym hasłem przy okazji mojej batalii o jego wyprowadzkę. Zmodyfikował ją jednakże do słów: Nigdy się stąd nie wyniosę. No i rzeczywiście, zacietrzewił się, przyssał do kanapy w salonie, obrastał swoim syfem coraz bardziej, a ja bezsilna już nie wiedziałam co zrobić. Na ratunek przybyła rodzinka, która Pana, delikatnie mówiąc, wyprosiła z lokalu. Patrzenie jak "miłość Twojego życia" wychodzi z mieszkania, z kilkoma workami swoich dupereli, nie mówiąc Ci cześć na odchodne było dość bolesne. Ale moje mentalne uwolnienie się od niego nie trwało długo. Jakieś pół roku? Miałam serdecznie dość jego gówniarstwa, nieodpowiedzialności i bycia życiowym dupkiem. Z kolei Jaśnie Pan zastosował nieco ostrzejszą formę próby zatrzymania mnie przy sobie. Zaczęło się od wspomnianych lamnetów, potem agrasywne zachowania, wreszcie kilka gróźb samobójstwem, a na koniec zastosował chyba coś, co mnie sparaliżowało na wiele, wiele miesięcy - groźbę zrobienia mi krzywdy, wywiezienia do innego kraju i sprzedania mnie jako prostytutkę. Żadna z powyższych rzeczy się nie wydarzyła. A skuteczną metodą na odcięcie się do tego bullshitu była zmiana numeru telefonu. Polecam. Oczywiście, dziewczyny, musicie wiedzieć, że są różni psychole i jedni potrfią zrobić wiele złego, podczas gdy inni tylko straszą. Zawsze można zbierać wszelkie dowody w postaci smsów, mailii, wiadomości na FB, nagrywania rozmów i zgłosić to odpowiednim organom ścigania. A można też przy okazji zadbać o to, by samej się uwolnić od niego. Odciąć, wykastrować jego byt z własnego życia. Bo w sumie... Z nimi to się raczej happy endem nie kończą żadne związki.
Zrobiło się poważnie, ale no same wiecie, życie z psycholami wcale do słodkich nie należy. Jeśli macie jakikolwiek problem, nie wiecie co robić, potrzebujecie konkretnego, profesjonalnego wsparcia zawsze możecie skorzystać z Niebieskiej Linii, Centrum Praw Kobiet, MOPSU w swojej miejscowości, darmowych porad psychologicznych na NFZ, grup wsparcia w sieci, grup dla współuzależnionch itp. Niebawem w linkach zamieszczę kilka przydadnych adresów i namiarów. Pamiętajcie jednak o jednym - stałe teksty psychopaniczów to ich sposób na zrobienie z Ciebie jeszcze większej, zależnej ofiary. Nie pozwólcie sobie. Bądzie mądre i bezpieczne w ten weekend!
Wasza Królewna z Drewna
P.S. Kilka słów o dwóch bohaterach dzisiejszej bajki:
* - Murgrabia, czyli mój wieloetni partner, który nie trudził się pracą, chętnie szukał przygód na boku i wpędził mnie w spiralę zadłużenia
** - Jaśnie Pan, człowiek z którym związałam się po Murgrabii, niebezpieczny i uzalezniony od alkoholu. 2 letni toskyczny związek, który jest powodem pisania tego bloga.
Dodaj komentarz