Chcę mu pomóc
Cześć Dziewczynki!
Wam też już dokucza to pierwsze, jesienne zimno? Przeporsiłam się z kocykiem, a także z ogromnym kubkiem ulubionej białej herbaty. Co prawda,
Jestem tu by Ci pomóc. Nie pogłaskam, nie nakryję miękkim kocykiem złudzeń, nie powiem Ci, że on się zmieni. Jestem zdania, że drań zawsze będzie draniem. No chyba, że dociągnie do 90, przestanie mówić, straci wzrok i słuch. Wtedy możesz go hodować jak roślinkę na parapecie. Pytanie - chcesz? Ja nie chciałam. Ale myślę, że nadszedł czas, bym mogła się dzielić z Tobą moimi spostrzeżeniami, naukami, wypracowanymi zachowaniami po to, byś Ty stanęła w tym miejscu, gdzie ja teraz :) Aha! Jeśli szukasz informacji jak tutaj zrobić by voodoo na delikwencie, to nie u mnie :) Ja wolę spokój niż szukanie rozwiązań na vendettę. Chociaż... Bywają i dni, kiedy bym tym toxom wsadziła szpilkę w dupska :)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Cześć Dziewczynki!
Wam też już dokucza to pierwsze, jesienne zimno? Przeporsiłam się z kocykiem, a także z ogromnym kubkiem ulubionej białej herbaty. Co prawda,
Cześć Dziewczyny!
Czwarteczek! Nareszcie! W związku z tym, dzisiaj pogadamy sobie o… sobie. Wiadomo jak to jest, gdy siedzi się w gówienku i ogląda każdy nadtrawiony fragmencik i kmini co to, kto to. Wybaczcie gastryczne porównanie, ale tak w sumie jest. Prawda? Wiadomo też, że wtedy poświęcacie miliard swoich wolnych chwil na rozkminianie, a zapominacie o sobie. Zapominacie, że poza tym, by zrozumieć mechanizm działania toksycznej relacji, należy też poświęcić tyle samo, jak nie więcej czasu, na rozkminianie siebie. Dzisiaj posłuchałam sobie super fajnego nagrania Tatiany Mindewicz-Puacz o takich relacjach (KLIK!) i na samym początku wspomniała o super ważnej rzeczy, o której dzisiaj też chciałabym pogadać. Mianowicie – wchodząc w związek z kategorii zjebanych, musicie wiedzieć, że to nie tylko ta druga strona ma jakiś deficyt, ale przede wszystkim Wy go macie. Bo to Wasza decyzja potem implikuje dalszy rozwój sytuacji, która wiadomo, kończy się lipnie. Ale – zastanawiałyście się kiedyś, kto Wam wmówił, że jesteście brzydkie, niewarte miłości, że musicie się starać, by z kimś być, a facet jest dopełnieniem szczęścia kobiety? W którym momencie w Waszym życiu coś tak strasznie nie zagrało, że trafiłyście w sidła przebiegłego toxika? Spróbujemy sobie odpowiedzieć na te pytania.
Spróbuj przypomnieć sobie, jak wyglądało Twoje dzieciństwo. Jeśli miałaś rodzeństwo, to jak przedstawiały się Wasze stosunki? Czy mogłaś powiedzieć mamie o swoich problemach? Czy tato Cię przytulał? Czy miałaś poczucie wsparcia i miłości w domu? To są podstawowe pytania, które musisz sobie zadać, gdy odkrywasz smutną rzeczywistość, gdy rozpada się kolejny związek lub uświadamiasz sobie, że wchodzisz w toksyczne relacje z innymi osobami. Oczywiście, można też powiedzieć, że po prostu może nie spotykasz odpowiednich ludzi na swojej drodze, którzy mogliby w jakiś sposób odmienić Twoje życie, ubogacić je, sprawić, że zaczniesz myśleć i zachowywać się inaczej. Oczywiście – można też myśleć, że może nie przystajesz do czasów współczesnych. Ale, tak na poważnie – jeśli dość często masz podobne rozkminy, to może najwyższy czas rozbroić to, co sprawia, że jest jak jest. Z własnego doświadczenia powiem Wam, że ja sama nie wiem, skąd we mnie te pokłady nadwrażliwości, empatii i przyciągania do siebie ludzi w jakimś stopniu skrzywionych, z problemami. Z drugiej strony, kto dzisiaj nie ma problemów nie? Ale od początku.
Nie urodziłam się w patologii, mój dom był raczej z tych najnormalniejszych, gdzie było oboje rodziców, starszy brat, chodziłam do szkoły, miałam dobre oceny, święta spędzano się razem i teoretycznie nie zaznałam żadnej traumy. Teoretycznie, bo rozgrzebywanie tych warstw różnych wspomnień uświadomiło mi, że:
- jako to młodsze dziecko zawsze byłam traktowana mniej poważnie. Moje zdanie nie zawsze było brane pod uwagę. Żeby nie było – nie chodzi o to, że jako kilkulatka miałam coś znaczącego do powiedzenia czy zdecydowania, ale wyraźnie pamiętam sytuacje, gdy strofowano mnie, bym czegoś nie mówiła, jakoś konkretnie się nie zachowywała, żebym np. nie płakała, bo będę brzydka. Efekt? Płacz, słabość, złość (naturalne dla każdego) wydają mi się złymi, niepotrzebnymi emocjami. I dlatego też bardzo uważam do dzisiaj, by ich nie okazywać publicznie.
- mam starszego brata, który w moich oczach zawsze sobie dryfował jako odległa wyspa, z osobnym ekosystemem, polityką i językiem nawet. Mimo, że dzieli nas tylko kilka lat różnicy wieku, to do dzisiaj mamy do siebie dystans. Moi rodzice nie zadbali odpowiednio o to, byśmy byli blisko. Nie motywowali nas do tego, by po prostu siebie akceptować. Za to zawsze padały słowa: jesteś starszy to… jesteś młodsza to… musicie się wspierać. Szkoda, że nikt nas nie nauczył na czym to wsparcie niby miało by polegać? Żyjemy ze sobą, obok siebie. Wiem, że mogę na niego liczyć, on na mnie. Ale jest dystans, niemożliwy dzisiaj jeszcze do pokonania. Nie wiem, czy on wynika z faktu, że to facet? Czy raczej z tego, że zawsze było wiadomo, że skoro ma więcej lat ode mnie to jest mądrzejszy, zaradniejszy, bardziej odporny na to, co niesie ze sobą życie. Nie to co ja… Tak przynajmniej przebiegała moja skromna interpretacja.
- mój tato owszem był w domu, ale czy był naprawdę? Spełniał swoją rolę jako drugiego, waznego rodzica. Nigdy na mnie nie nakrzyczał (w przeciwieństwie do mamy). Ale nigdy nie pokazał mi, jako małej kobiecie, jak funkcjonuje związek kobiety i mężczyzny. Nie pamiętam, by przytulał mamę. Nie pamiętam, by mama przytulała tatę. Byli tacy – wiecie, jak bezpłciowe twory. Nie mówiło się o bliskości, o tym, że rozmowa, przytulenie, bycie obok to coś ważnego. Nie pamiętam też, by rodzice specjalnie poświęcali czas na to, by uczyć mnie, czy mojego brata czym jest relacja w bliskości. Raczej wszystko zamykało się w takim schemacie – ma być spokój, czysto, ugotowane, zjedzone i zrobione. Nic ponadto.
- w rodzinie nie ma aż tak bliskich relacji. Są za to jakieś zadry, których nikt już nie pamięta skąd się wzięły, a jeśli pamięta, to nie potrafi o nich rozmawiać czy ich zażegnać. Jest za to pewnego rodzaju plotkarstwo. Dla mnie to niezrozumiałe, bo skoro jest się rodziną, to powinno się wspierać, a nie wypierać. Powinno, a niekoniecznie tak jest.
I tutaj dochodzę do sedna. Mam deficyt miłości. Owszem, zaznałam tej pragmatycznej, tej, która pozwoliła mi dojrzeć w zdrowiu i względnym dostatku. Ale nie dostałam tej emocjonalnej, tej, która uczy jak żyć, co to znaczy, że ktoś przekracza moje granice? Kiedy je przekracza? I dlatego trafiłam na dwóch toxów. Bo jeden był uosobieniem tego, czego mi brakowało w domu – ciepła, bliskości, intymności. Drugi z kolei obrzygał dosłownie mnie miłością, której szukałam u chłodnej mamy i wycofanego ojca i brata. Z tym, że, jak pewnie się domyślacie, miłość toxów to iluzja.
Grzebiąc dalej…
Zastanówcie się jak wyglądały Wasze relacje z Waszymi przyjaciółmi, może pierwszymi chłopakami. Czy to byli fajni, normalni ludzie? Ufałyście im? Wiedziałyście, że za ich intencjami nie stoi żadna gra. Żadne kłamstwa? Ja miałam to szczęście, że mój pierwszy chłopak był naprawdę świetnym facetem. Przeżyliśmy wspólnie wiele fajnych lat. Byliśmy taką sweet couple. Jak każda młodzieńcza miłość, ta skończyła się. Powodów było sporo, ale dzisiaj wspominam ją z taką nutką nostalgii. I nie mam złego zdania o nim. Ale wiem też, że na zawsze odbił we mnie pewne szablony faceta, w moich oczach, idealnego. My przede wszystkim się bardzo lubiliśmy, kumplowaliśmy. I chciałam właśnie takie relacje mieć w kolejnych związkach. Jak jednak lubić kogoś, kto z czasem (czasem szybciej czasem później) okazuje brak szacunku w związku? Jak z dnia na dzień stajesz się popychadłem i kimś, kogo zdanie jest na końcu jakichkolwiek rozważań? Nie oszukujmy się Dziewuszki – facet w związku ma być stabilnym oparciem, uzupełnieniem, powodem dla którego chcemy się rozwijać i dążyć do doskonałości. Bez tego, to możemy jedynie mówić o marnej imitacji związku oraz mężczyzny.
Ktokolwiek Ci nabruździł w życiu, wmówił bzdury na Twój temat, zdeptał Twoją godność, to do Ciebie należy zadanie naprawić te braki. To Ty, jako dorosła teraz kobieta, musisz znaleźć i uleczyć swoje rany, czarne dziury w głowie. Jesteś za siebie odpowiedzialna. Nikt – mama, tata, brat, siostra, babcia czy facet tego nie zrobią za Ciebie. Musisz wiedzieć, że spędzisz resztę życia ze sobą. Od Ciebie zależy czy to będzie życie w dobrostanie duchowym, czy jałowa pustynia emocjonalna.
Dasz radę!
Twoja Królewna z Drewna
Dzień dobry Laseczki :)
Jakiś czas temu obiecałam Wam wyjaśnienie kilku kwestii związanych z manipulacjami narcyza, toxa czy innego psychopaty. Wspominałam o kilku angielskich słowach, które znakomicie oddają to, czym raczą nas wyżej wymienieni, a jednocześnie bardzo niewiele słychać o nich w polskich mediach związanych z psychologią związku z takim ktosiem. W ogóle, jeśli już zaczynacie studia doktoranckie na wydziale toksycznych związków (czyli zgłębiacie wiedzę na temat zaburzeń z nurtu narcyzmu), to pewnie zauważyłyście, że w naszym cudnym kraju temat ten jest w pozycji raczkowania w stosunku do tego, jak obeznani w temacie są w USA czy Europie zachodniej. Dlatego, żeby pewne rzeczy sobie poukładać, stwierdziłam, że stworzę coś w rodzaju słownika podręcznego dla początkującego feniksa (tak to o Was) powstającego z popiołów gównianego związku. No i będzie po angielsku, bo jak już wspomniałam, zachód ma większą i bardziej usystematyzowaną wiedzę na temat zaburzeń psychicznych. Ale spokojne rozczochrane – damy radę.
1) Hoovering
Czyli wciąganie, jak odkurzacz. Znajome zjawisko, kiedy psychol próbuje nas odzyskać. Ale od początku. Znacie to – postawiłyście już krzyżyk na panu. Albo odchodzicie, albo postanawiacie się nie odzywać. Blokujecie, wynosicie się, znikacie. Bo przelało Wam się. Jesteście pewne, że to koniec. Płaczecie, krzyczycie, chodzicie jak zombie. Ale wiecie, że to już nie jest związek, tylko regularne pole bitwy. Macie dość. Wtem! Po jakimś czasie, psychol próbuje Was wciągnąć z powrotem do swojej gry. Zaczynają się smsy, telefony, kwiatki, czekoladki, namawianie, proszenie, błaganie. Zobaczycie tutaj łzy, cierpienie, wyznania, obietnice i inne duperele, które mają na celu zamglić Wam obraz i sprawić, że się ugniecie. Jaśnie Pan na przykład cudownie grał mi na emocjach na kilka kanałów: smsy, telefony i uwaga – granie na dziecko. Ponieważ miałam z jego córką super kontakt, to przez dwa, trzy hooveringi działała na mnie wizja roztacza przede mną: że mała tęskni, że obiecałam w ten weekend pójść z nimi do kina, że przecież ma urodziny, to będzie jej przykro jak mnie nie będzie itp., itd. I co robiła Wasza Królewna? Zapieprzała, kierowana empatią w ramiona swojego toxa. Hoovering ma więc na celu powrotu do związku na zasadach, które wcześnie zostały ustalone lub wyrobione. To bardzo niebezpieczne zjawisko. Istnieje bowiem szansa, że każdy kolejny powrót będzie skutkował większym wyniszczeniem, zabraniem siły, dostaniecie papkę pustych obietnic i jeszcze większej przemocy. Chcecie? Bo ja dałabym sobie spokój już po rozpaczliwym smsie, że typ beze mnie umiera.
2) Grey Rock
Szara skała to metoda, która świetnie sprawdza się w trakcie odcinania od toksyny lub, kiedy macie wspólne zobowiązania, np. dzieci. Metoda szarej skały to nic innego, jak nie reagowanie emocjonalne na jego zagrywki. Obraża Cię? Odchodzisz bez słowa – bez łez i rozczarowania w oczach. Nie dajesz mu żadnej pożywki, by mógł dalej uprawiać swoje banialuki Twoim kosztem. Próbuje wciągnąć Cię w dyskusję o powodach Waszego rozstania? Odpowiadasz krótko, rzeczowo, bez emocji, bez żadnego zaangażowania. „Tak rozstaliśmy się. Fakt dokonany”. Tyle wystarczy. Szara skała to też sposób na znudzenie toxa w jego walce o dominację. Im mniej interesujące będziecie dla niego, tym szybciej się zniechęci i przeniesie swoje wysiłki na coś lub kogoś innego.
3) Word Salad
Sałatka słowna, czyli za przeproszeniem pierdolenie o Szopenie :) Ulubiona forma manipulacji toxów. Na czym polega? Załóżmy, że próbujesz podjąć rozmowę (hehe) ze swoim facetem. Nie mija kilka minut, a słyszysz jego wywód. Monolog dotyczący w pierwszej kolejności dlaczego Twoje spostrzeżenia są mylne, poprzez jego wykład na temat tego, jaki to on jest wspaniały i się stara ten związek trzymać, a kończąc na tym, że w sumie to itak Twoja wina, że coś jest nie tak, bo się czepiasz i w ogóle to pewnie dlatego, że Twoja babcia od strony stryja kuzyna miała problemy psychiczne więc i Ty je pewnie masz. Rozumiesz? Sałatka ma sprawić, że przestaniesz widzieć realny powód dyskusji, ma Cię to dosłownie zdezorientować, zgubić i zmusić do rezygnacji z dalszej dyskusji lub wywołać poczucie winy. W sałatkach słownych nie ma wygranego – liczy się kto więcej i bez sensu gada. Znasz więc prymusa?
4) Triangulation
Wszelkiej maści psychole uwielbiają tłum. A dodatkowa, trzecia osoba w konflikcie to miód na jego zbolałe serce. Nasz milusiński chętnie wprowadzi więc kogoś dodatkowego do naszego związku w postaci adwokata. Może być to mamusia/tatuś, brat, siostra, kolega, koleżanka, a w wersji hardcoreowej jego kochanka. Osoba ta ma na celu sabotowanie naszego związku. Trzymanie strony toxa, wprowadzanie zamętu. Ma być kimś w rodzaju jego drugiej pary uszu i oczu, a także otworu gębowego. Będziesz atakowana, oceniana, a wszystko to w otoczce wspaniałości toxa. No i schizofrenia gotowa, bo w pewnym momencie złapiesz się na tym, że zaczniesz postrzegać siebie jako kogoś podejrzanego o chorobę psychiczną. Cel osiągnięty!
5) Flying Monkeys
Zgrabnie z efektem triangulacji zgrywa się zjawisko latających małp, a więc osób, które są po stronie toxa, a które będą Ciebie nękać po rozstaniu. Są to tak zwani życzliwi, którzy zawsze coś wspomną na jego temat w Twoim towarzystwie, którzy poinformują Cię, że szanowny właśnie szykuje gruby sznur i idzie się wieszać przez Ciebie do lasu, albo zmartwieni koledzy, którzy wyślą jego zdjęcia z jakąś dupą i litrem wódki na imprezie dzień po tym, jak z nim skończyłaś. Latające małpy likwiduje się ostrym cięciem jak toxa. Blokujesz, usuwasz z list znajomych, bardzo dosadnie mówisz, że nie chcesz nic wiedzieć o tym człowieku i, że to dla Ciebie etap zamknięty. Oczywiście, znając małpy, można się domyślić, że doniosą mu Twoje stanowisko, aby ten mógł jeszcze gorzej sobie Tobą pograć. Zjawisko życzliwych jest o tyle szkodliwe o ile ich lojalność wobec narcyza każe im wiecznie krążyć nad Twoją głową. Nie bądź więc masochistką, podziękuj państwu za uwagę i zniknij z ich życia również. Dzięki temu szybciej dojdziesz do siebie, a efekt toksycznego związku nie będzie Cię drenował przez lata.
6) Gaslighting
Termin ten dosłownie oznacza „zapalanie gazowych latarni”. Polega on na tym, że tox robi z Was wariatki. Na przykład, jesteście pewne, że rano zostawiłyście klucze do mieszkania na półce, a on wkręca Wam, że wcale nie. Albo, że godzinę temu wyzwał Was, a teraz zaprzecza. I żadne dowody, tłumaczenia, zaprzeczenia nie mają sensu, bo ON WIE, że ma rację. Wkręca Was ile wlezie, aż same zaczynacie wierzyć w jego manipulacje. Uznajecie, że może faktycznie coś Wam się wydawało, a te czerwone majtki w jego aucie to na pewno pojawiły się tam przypadkiem. Gaslighting ma na celu zgaszenie Waszej uważności, wkręcenia Was w jakieś totalnie odrealnione akcje, a Wy same macie zacząć postrzegać siebie jako wariatki. Bo w końcu kto jak kto, ale Misiaczek się nie myli. Jeśli dodatkowo dorzuci do tego łagodne słowa pt. „Kochanie, ale ja wcale tak nie powiedziałem” albo „ Słonko, ale ja tak się o Ciebie martwię. Wolałem to zrobić za Ciebie, pamiętasz?”.
Przemoc emocjonalna oparta jest na manipulacji, wkręcaniu i ogólnie – robieniu kogoś w konia. Cel? Zawsze ten sam – przewaga. Tox musi czuć się panem sytuacji, inaczej umrze. Inaczej musi szukać kolejnego źródełka zasilania. Więc porzuci Was bez cienia żalu. Bo w końcu widzi Was jako energię do wyssania, a nie człowieka.
Jeśli znacie jeszcze inne, popularne metody, którymi kieruje się Was milusiński w życiu, by zdominować kogokolwiek, dajcie znać w komentarzach. A tymczasem, życzę Wam spokoju ducha w ten piękny, jesienny dzień :)
Wasza Królewna z Drewna
Dzień dobry Dziewczynki,
Poniedziałek niechybnie. Po wypiciu porannej kawuchy, po porannej burzy z piorunami (ledwo zdarzyłam, by nie zmoknąć), po kilku śmieszkach heheszczkach w pracy, wpadłam, by szybko Wam znowu opowiedzieć o paru sprawach. Wiecie, dzisiaj wpadło mi do głowy, że w sumie to każda z nas, która natknęła się na Misia Nierobka, dzisiaj powinna mieć taką mocną alergię na wszelkie hasła typu "nie chce mi się", "to beznadziejne, nie będę tego robić", "ok, ale jak...?" itp, itd. Bo dzisiaj właśnie pogadamy sobie o typie, który może i nie wykazuje jakiejś przesadnej agresji, ale za to niszczy nam mózg, trzewia i często też odbiera zdrowie. Dosłownie. Powiedzenie "krew mnie zaleje" nabiera poważniejszego znaczenia, kiedy przez dłuższy czas obcujecie z kimś, kto po prostu ssie z Was wszystkie soki. I nazywa to miłością.
Miś Nierobek - odsłona pierwsza
Miałam w swoim życiu do czynienia z takim bardzo atrakcyjnym mentalnie Misiem Nierobkiem. Facet jawił mi się jako taka przyjemna odskocznia od mojego poprzedniego faceta, który zapracowałby się na śmierć. Ten tutaj nie traktował pracy nigdy jako waloru samego w sobie. No i o ile, w wieku 22 lat twierdziłam, że fajnie, że wiecznie nie pierdzieli mi o sprawach związanych z robotą, tak w wieku 29 lat miałam poczucie ogromnego spustoszenia spowodowanego tym samym twierdzeniem.
Od początku jednak. Mój Miś Nierobek pojawił się oczywiście w czasie, kiedy Wasza Królewna mocno odchorowała rozpad związku jej życia. I jest on - taki wiecie, wyluzowany dżolo, gość pełen fantazji ułańskiej oraz przedstawiający się jako zaradniejszy typ bez spiny nad życiem. Wow. Nareszcie nie mentalny dziad :) Oj wiem wiem, na to łapią się głównie licealistki. Jak widać, laski na studiach też. No i sobie zaczęliśmy być razem. I w zasadzie bardzo szybko, od momentu zamieszkania razem, Misio zaczął wić gawrę, ale ta gawra wcale nie była wygodnym, cieplutkim i bezpiecznym miejscem. Nie dla mnie.
Musicie Kochane moje wiedzieć, że Miś Nierobek zwykle bardzo nad wyraz opowiada o swojej zaradności. Pokażcie mi odnoszącego sukcesy typa, który będzie napierdzielał non stop o tym, jak on sobie zajebiście radzi. Zdrowy przedstawiciel gatunku NIE BĘDZIE rzygał Wam o wygranych dealach, dopiętych ASAPach, ani nawet nie zająknie się po raz setny o tym, że szefo go klepie w uznaniu w ramionka. No nie. Natomiast Miś Nierobek robi zasłonę dymną. Będzie uwypuklał swoje (wątpliwe) zalety, talenty oraz zasługi jakby od nich zależało zbawienie świata. I tutaj moje Złociutkie - powinna Wam zabłysnąć lampka. Ba, latarnia morska.
Miś Nierobek - odsłona druga
No to zamieszkujecie razem. Jest cudnie. Kipisz ze szczęścia, niemalże na talerzyku podajesz mu swoje starania, swoje zaangażowanie. Z psychopatyczną ochotą wręcz dbasz o to, by czasem paproszek nie opadł na jego boski laptop, a skarpetki w szafie były poukładane w myśl zasad feng shui. Misio oczywiście z rozkoszą wita Cię jako swoją panią w swoim życiu. Jest wdzięczny, zjada grzecznie wymyślne obiadki, przyjmuje bez zająknięcia Twoje słowa "kochanie, ja to zrobię, Ty sobie poleż". I spogląda na Ciebie spod jednego oka z uśmieszkiem, który mylisz z zadowoleniem. A on właśnie rozpoczął mozolny proces podporządkowywania Ciebie sobie. Po czym poznać, że zlepiłaś się z nadludzką siłą? Po tym, że jak pewnego dnia czegoś nie dopilnujesz, nie daj boże brudy zalęgną się w mieszkaniu, Ty zachorujesz, albo co gorsza, uznasz, że pora wrócić trochę do rzeczywistości i zatęsknisz za przyjaciółmi, rodziną, czy czytaniem wieczorami. Dostaniesz wtedy pokaz niezadowolenia, teatrzyk pełen pogardy, festiwal pretensji i złośliwości, a na deser usłyszysz jeszcze, że zmieniłaś się i on już nie wie, czy może z Tobą być. Co robisz więc? Wracasz pokornie do rzędu i napieprzasz dalej według uznania królewicza, by ten spokojnie klapnął sobie na kanapie i powrócił do swoich zajęć, które często mają jakiś dziwny związek z lenistwem, nieróbstwem i wiszeniu Ci na ramionach, poborze gotówki, zaspokajaniu swoich potrzeb Twoimi rękoma. Zapierdzielasz już na trzech etatach, by w lodówce zawsze było jego ukochane piwo, na obiad podane żarcie z kuchni fusion, a w wyrze panowała ekscytująca atmosfera buduaru rodem z francuskiej dzielnicy rozpusty. Olewasz coraz bardziej znajomych, bo nie masz dla nich czasu. Na półce piętrzą się książki, które tak bardzo chcesz przeczytać. A Twoja mama/babcia/kuzynka/siostra po raz enty odbija się od Twojego telefonu, bo nie będziesz przecież odbierać, gdyż ponieważ Misio właśnie pałaszuje śniadanko podane mu pod ryj i nie zostawisz go przecież bez towarzystwa. Wszystko to, moja Droga, to jego sposoby na trzymanie Ciebie krótko na smyczy. I o ile na początku możesz jak to ciele uważać, że to super, że tak bardzo potrzebuje Twojej bliskości, że kocha spędzać z Tobą czas, że wszystko robicie razem, to po kilku miesiącach możesz po prostu czuć się zaszczuta, uwięziona i bez możliwości decydowania o sobie.
Miś Nierobek - odsłona trzecia, ostatnia
Załóżmy, że masz po kokardki jego fochów, awantur, agresji, znikania na całe dnie, albo milczenia. Masz dość, bo przecież nie powinno być tak, że prosisz go o czas tylko dla siebie. Wraca Ci racjonalne myślenie, zaczynasz dostrzegać absurdy tej sytuacji, kiedy musisz tłumaczyć się absolutnie ze wszystkiego, a i tak zawsze on znajdzie powód, by Ci dowalić. Chodzenie na palcach już nie wystarcza. Im ciszej i spokojniej starasz się wypełniać jego oczekiwania, tym jego frustracja bardziej wzrasta. I tutaj następuje eskalacja przemocy (pod różnymi postaciami), a Ty zostajesz wbita w ziemię. Miś Nierobek doskonale sobie Ciebie wytresował. Pokornie przynosisz pieniądze do domu, ryjesz nosem po podłodze ze zmęczenia, nie nadążasz, nie dosypiasz, nie dojadasz. Jesteś chudsza, bladsza, masz coraz większe wory pod oczami. On w środku nocy potrafi urządzić Ci tyradę o byle co (np. o to, że go nie przytuliłaś). Idziesz więc rano jak zombie do pracy. Nie umiesz się na niczym skupić, nie gadasz z rodziną, przyjaciółmi. Oszukujesz wszystkich dookoła, że przecież wszystko ok. Nie jest ok, Koleżanko. Nie jest. Jesteś w takim nastroju, że gdyby ktokolwiek podał Ci żyletkę, to byś sobie podcięła żyły. Nie widzisz możliwości wyjścia z marazmu, a codzienność dobija Cię to strachem (nie wiesz, co zrobi/powie Miś po Twoim powrocie do domu), a to z drugiej storny możesz liczyć na względny spokój (gdy Mi ś aktualnie ma na Ciebie wywalone). W ostatniej fazie nasz milusiński będzie się powoli wymiksowywał z układu. Będzie szukał na boku, będzie zdradzał (o ile nie miał tego w zwyczaju robić także w fazie przywiązywania Cię do łańcucha). Za Twoimi plecami zrobi z Ciebie psychicznie chorą wariatkę, może będzie próbował wmówić to również Waszym dzieciom. Nadal jednak nie będzie mu przeszkadzało doić Cię z kasy i darmowego seksu (bo już wie, co lubisz i chcesz usłyszeć). A Ty w najlepszym wypadku resztkami sił się wyczołgasz spod jego uroku, albo zostaniesz brutalnie pozostawiona z długami, nerwicą lub depresją. Nie chcę wchodzić w kolejne etapy pt. ciągnąca się w nieskończoność rozprawa rozwodowa, czy szarpanie o wspólny majątek. Zmierzam jedynie do stwierdzenia, że cokolwiek byś nie zrobiła, zapłacisz za to wysoką cenę. Bo takie są związkami z Misiami nierobkami.
Ale!
Pocieszę Cię. Posiadanie na koncie doświadczenia z takim gnojem sprawi, że pewnego dnia, po przepracowaniu, wyleczeniu się z tej relacji wyrośniesz dumna, mocna i zupełnie inna. Będziesz wykrywać wszelkie toksyczne zachowania z wprawą mistrza świata w niuchaniu :) Będziesz miała w sobie wiedzę, poznasz wszystkie mechanizmy, zasady działania psychopaty. Kto wie, może zastanowisz się nad niesieniem pomocy innym kobietom, które podobnie jak Ty klęczały u stóp swojego nierobka. I wiesz co jest najlepsze? Nigdy więcej nie pozwolisz, by jakikolwiek koleś siedział i patrzył jak coś robisz sama - bo zwyczajnie przestaniesz wybierać takich na swoich partnerów. Warunkiem jest jednak przejście przez żmudny proces zdrowienia i prostowania siebie. Nie bez znaczenia jest tutaj skorzystanie z pomocy psychologa lub psychiatry.
Życzę Ci tylko słusznych wyborów!
Twoja Królewna Z Drewna
Dzień dobry moje Dziewczynki :)
Wasza Królewna dzisiaj zaszyła się w domu, bo i pogoda mocno popsuta, bo zmęczenie po tygodniu pracy, bo chyba też mam dzisiaj dzień spowolnionych reakcji i co tu dużo gadać - jestem uziemiona przez tragiczny ból żołądka. Tak, to jakaś niestrawność pewnie, nic wielkiego. Wzięłam więc nospę, machnęłam sobie białą herbatkę i zapraszam Was do mojego saloniku :) Dzisiaj poruszymy sobie temat, który chyba jako pierwszy przestudiowałam od deski do deski, gdy tylko trafiłam na termin "toksyczny związek", a który wiele mi w głowie poukładał. Oczywiście, można samej sobie wyguglować, poszperać, ale z doświadczenia wiem, że wiele z Was, a przynajmniej te, które jesteście na początku swojej drogi do lepszego życia, oczekujecie ubrania tematu w proste, zrozumiałe słowa, najlepiej poparte jakimiś przykładami z tzw. "życia". Od razu jednak uprzedzam, piszę bardzo subiektywnie, bardzo skupiona na rozwiązaniu problemu, a nie grzebaniu sięw nim po pachy. Nie chcę, byście oczekiwały tutaj recepty na wszystko. Jak zaznaczyłam w pierwszym wpisie - w celu dotarcia do sedna, same również musicie wykonać pracę.
Na początek mem:
Powiedzcie, co widzicie na obrazku? Oczywiście, skojarzenie z Czarnobylem jak najbardziej trafne! To jeden z obrazków, które pojawiają się w wyszukiwarce po wpisaniu hasła "toxic love". I niech to będzie dzisiejszy temat przewodni.
Nię będę dzisiaj rozwodzić się nad rozebraniem na czynniki pierwsze, czym jest toksyczny związek, toksyczna miłość. To temat długi i szeroki. Na pewno go poruszę, w jakimś w miarę zjadliwym kontekście, jednak dzisiaj pogadamy sobie o cyklu przemocy. I, żeby była jasność, przemoc to nie tylko to, co spotyka nas na meczach piłkarskich, gdzie dwie grupy ultrasów naparzają się i lądują albo na SOR-ach, a w najlepszym wypadku, u dentysty w celu uzupełnienia utaconego na skutek mordobicia, uzębienia. Oczywiście, jak najbardziej jeśli myślimy przemoc - mamy w pierwszej kolejności skojarzenie z przemocą fizyczną. Ale istnieje wiele jej rodzajów:
a) przemoc psychiczna
b) przemoc ekonomiczna
c) przemoc seksulana
d) zaniedbanie
Krótko mówiąc, przemoc występuje wówczas, kiedy agresor lub popularnie zwany sprawca, dopuszcza się naruszenia naszej nietykalności cielesnej, znęcania psychicznego, utrudniania lub całkowitego odcięcia od środków finansowych niezbędnych do przeżycia, molestowania seksualnego lub gwałtu, a także zaniechania opieki nad osobą, która jej potrzebuje, by móc funkcjonować. Przemoc fizyczna to nie tylko pobicie, ale też szturchanie, popychanie, drapanie, gryzienie (tak tak, zdarzają się akty przemocy, których skutkiem są pogryzienia), straszenie pobiciem, wykręcanie rąk, szarpanie za włosy lub szczypanie. Słowem - wszelkie czynności z użyciem siły fizycznej. Przemoc psychiczna to chociażby wyzwiska, szkalowanie, wyśmiewanie, zawstydzanie, gaslighting (czyli wmawianie komuś, że coś zrobił lub nie zrobił, podczas, gdy wiemy doskonale, że ta osoba się myli. O gaslightingu opowiem następnym razem), oskarżanie o coś, co nie miało miejsca, poniżanie, krzyk, ciche dni. W kręgu przemocy seksualnej znajdują się zachowania z kategorii: molestowanie, gwałt, zmuszanie do czynności seksualnych, dotykanie miejsc intymnych bez zgody drugiej osoby, wymuszanie czułości, szantaż emocjonalny o podłożu seksualnym (słynny "dowód miłości"), dopuszczanie się do ryzykownych zachowań seksualnych (np. nie stosowanie prezerwatyw bez wiedzy drugiej osoby) itp. Wreszcie zaniedbanie dotyczy tych osób, które w jakiś sposób są zależne od sprawcy przemocy: np. dzieci, których potrzeby nie są zaspokajane, to porzucenie opieki nad potrzebującym bliskim, zaniechanie wspierania w codziennych zmaganiach osób wymagających pomocy w codziennych czynnościach.
Jak widzicie, przemoc ma wiele twarzy. I pewnie, jeśli odnalazłyście jej elementy w Waszych związkach, zastanawiacie się, jak to możliwe, że w tym tkwicie. Bo wiadomo, póki nas to nie dotyczyło, to byłyśmy niemalże pewne, że w życiu nigdy byśmy nie pozwoliły na to, by ktokolwiek ograniczał naszą swobodę poprzez stosowanie przemocy. No i tu pojawia się mój nieco ironiczny uśmieszek. Każda mądra, która nie miała z tym styczności. Ale, nie oznacza to, że jesteście skazane na wieczność z oprawcą. Wręcz przeciwnie. Mechanizmem, który Was wstrzymuje (przynajmniej w pierwszym odruchu) od odejścia to tzw. cykl przemocowy. A ten pojawia się jak coroczna grypa w dysfunkcyjnych związkach. Zadajemy sobie pytanie - dlaczego to się dzieje, jak to możliwe, że dzisiaj mnie kocha, a jutro nienawidzi. Wiecie dlaczego?
Zobaczcie na infografikę:
(źródło: http://poradnictworodzinne.pl/cykl-przemocy-rodzinie/)
Zaczniemy sobie od tego, co miłe i przyjemne.
1) MIESIĄC MIODOWY
To zarazem pierwsza jak i finałowa faza cyklu przemocy. Wasz psychol w tym czasie jest... idealny! Jest taki, jaki dał się Wam poznać w trakcie flirtu i zdobywania Waszych względów. Jest czuły, delikatny, wyznaje Wam miłość, jest po prostu wspaniałym partnerem, ojcem, pracownikiem, szefem, przyjacielem itp. Skupiam się tutaj przede wszystkim na kontekście związku romantycznego, ale pamiętajmy, że toksyków nie brakuje także w miejscach pracy, rodzinie czy w gronie znajomych. W trakcie miesiąca miodowego psycholek jest w stanie obiecać Wam wszystko. Jeśli jest wielkim fanem browara w ilości zatrważającej, przyrzeknie, że pójdzie na terapię/zaszyje się/przestanie pić. Będzie piał z zachwytu nad Waszymi wdziękami, chociaż jeszcze chwilę temu twierdził, że spałyście się jak świnie. Będzie Wam robił śniadanie do łóżka, dogadzał, zabierał na randki, obsypywał kwiatami i przyrzekał na wszystko (najgorzej na życie dziecka), że więcej Wam krzywdy nie zrobi. I co robimy wtedy? Zapłakane, posiniaczone, obolałe kiwamy główkami w geście zgody, bo przecież jak on, ten wspaniały człowiek, może nas oszukiwać? Jak może szczerze nie żałować? Przecież te jego łzy są takie prawdziwe, a wyszeptane do ucha wyznania miłości tak pięknie czułe. No i tak jak cielaki patrzymy na oprawcę i mu... wierzymy! Wierzymy w jego słowa. I tutaj pojawia się clou - w słowach nasi psychole są najlepsi. Potrafią gadać tak, że więdnie Ci nastroszona kosa, którą chętnie byś go zadźgała, stapia się lód nienawiści i jeszcze na dodatek masz wrażenie, że w sumie... to nic się nie stało.
Mam z tej okazji dla Was małą anegdodkę. Otóż. Poznałyście ostatnio jednego z moich psycho-misiów - Jaśnie Pana. Jegomość miał mega problemy z agresją i alkoholem. Do tego stopnia, że w pierwszym miesiącu naszego kiełkującego związku, któregoś wieczoru po prostu sobie ćwierkaliśmy do ucha gadając przez telefon. Zabijcie mnie, ale nie mam pamięci do tego, co było powodem tego, że w mgnieniu oka z miauczącego i wysyłajacego w moją stronę peany kociaka, zmieniłsię w warczącego i drącego ryja tygrysa! Po prostu zaczął się na mnie wydzierać. Ale tak wiecie, że aż słyszałam jak charczy mu gardło. Stałam, pamiętam w kuchni, oniemiała. NIKT nigdy TAK SIĘ NIE DARŁ na mnie jak on wtedy. Zaczęłam płakać, pytać, dlaczego mnie wyzywa, dlaczego jest taki. I on nawet nie odpowiedział, tylko dalej sie darł. W końcu się rozłączyłam. Moje serce waliło mi jak oszalałe. Zadzwonił po chwili, pomyślałam, że może ochłonął. A ja byłam nauczona, że jak ktoś wyciąga rękę, to ją chwytam. I co? I powrótka. "Jak mogłaś kurwo się rozłączyć". Dziewczynki, u mnie słowo "kurwa" było dość często stosowaną inwektywą i wtedy pierwszy raz wtargnął na moją granicę. Znowu się rozłączyłam. Przepłakałam pół nocy, chlipiąc mojej współlokatorce w ramię, że jak on w ogóle mógł, że tego nie rozumiem. Nic przecież mu nie zrobiłam. Na drugi dzień... tak, zgadłyście, błagał, prosił, czołgał się w swoim (udawanym) wstydzie. I co ja zrobiłam? Tak, bingo, postanowiłam się na niego nie gniewać. Czaicie, w przeciągu kilku minut zostałam wyzwana od kurew, dziwek, dupodajek i kij wie jeszcze kogo, a na drugi dzień za pomocą jego miodku stwierdziłam, że skoro tak prosi o wybaczenie i mówi, że on nie wie, co się z nim stało, że nie pamięta! (kurwa, demencja!), czemu tak mnie nazwał, to widocznie serio tak jest. Więc... wszystko wróciło do normy.
Nie na długo jednak, bo nastąpiła faza numer 2.
2) NARASTAJĄCE NAPIĘCIE
W tej fazie nasz psycholuniek zaczyna się szarpać. W sensie, wyczuwacie, że coś wisi w powietrzu. Zaczyna się od uszczypliwści, jakiś drobnych przytyków. Np. że znowu coś go wkurzyło, ale się nie gniewa, albo, że w tej czerwonej kiecce wygladacie jak jego ex, czyli źle. Zaczynacie chodzić na paluszkach. Wyczuwacie, że Wasz sprzeciw może spotkać się z ogromną, delikanie mówiąc, dezaprobatą z jego strony. Dlatego staracie się mu dogadzać, by odgonić te zbierajace się coraz bardziej burzowe chmury nad jego głową. Panicz wraca do domu, więc w te pędy podajcie obiadek. Dzieci marudzą? Zaganiacie je do drugiego pokoju i włączacie bajkę, by nie wkurzały zmęczonego tatulka. Wychodzicie gdzieś na miasto - wybierasz raczej skromny ubiór niż tą zajebistą mini, w której masz nogi do nieba. Wkurza go Twoja przyjaciółka? Spotykasz się z nią na mieście, albo w dalszych fazach prania mózgu, urywasz z nią kontakt, bo nie chcesz znowu się tłumaczyć ze spędzania z nią czasu. W moim wypadku poszło to ciut dalej, ponieważ na skutek nerwów Jaśnie Pana, zrezygnowałam z dodatkowych źródeł utrzymania, które polegały na pracy przy tłumaczeniach i copywritingu. A było to tak. Od wielu lat trudniłam siędodatkowymi zleceniami w wymienionych wyżej zajęciach. Lubiłam to, dawąło mi to dużo radochy i dorzucało kilka stówek miesięcznie do mojego portfela. Problem polegał na tym, że pracowałam jednocześnie na etacie i późno wracałam do domu. To był czas, kiedy praktycznie mieszkałam u niego, więc wpadałam, jedliśmy kolację, on sączył (a jakże) piwo i próbowałam wycofać się do pracy numer dwa. To była jesień, więc wracałam w sumie jak już było ciemno na dworze. Ale mój psychol pragnął czegoś inengo, o argument, że możemy za tę kasę coś kupić, gdzieś pojechać, czy w ogole na coś odłożyć, nie docierały. Robił mi autentyczną jazdę o to, że wybieram cyt. "jakąś gównianą robotę, która i tak mi nie wychodzi" (kontekst: z powodu niedostatecznego skupienia i zmęczenia miałam dużo poprawek). Zaczął wymuszać na mnie poświecanie jemu czasu, czyli głaskaniu go po głowie, gdy zasypiał w upojeniu alkoholowym, tudzież z ochotą przy akompaniamencie wyziewów harnasiowych, oddawała się współżyciu. Efekt? Straciłam wszystkie kontrakty. I nie było mowy, by odkręcić sprawę, bo po prostu nikt z moich vendorów nie chciał rozmawiać z kimś tak niepoważnie traktującym swoje obowiązki jak ja. Jaśnie Pan zatriumfował.
W fazie narastającego napięcia misiaczek zaczyna się szarpać, jak zwierzę w klatce, wyszukuje nowe powody by się do Was przywalić, przestaje zachowywać się jak ukochany facet, a zmienia się powoli we wściekłego chomika, który pokazuje zębiska. I pewnego dnia, kiedy obmyślacie, jakby go tutaj udobruchać, następuje...
3) GWAŁTOWNE ROZŁADOWANIE NAPIĘCIA
Na Waszej buzi ląduje jego rozwścieczone łapsko, robi Wam awanturę o jakąś duperelę, wrzeszczy, niszczy Wasze rzeczy, robi Wam scenę przed ludźmi, nie szczędzi słodkich słów, a na koniec albo przetrzymuje Was siłą w domu, albo wręcz wypieprza z mieszkania np. w środku nocy bez pieniędzy i telefonu. W "najlepszym" wypadku znika na dni, tygodnie, milczy lub po prostu ryje Wam beret 24h/dobę.
Faza ta może mieć wiele postaci. Jeśli macie do czynienia z agresorem, który używa siły to możecie już szukać kontaktu do najbliższego lekarza w celu wykonania obdukcji (namawiam!), jeśli psychicznie Was wykańcza - miejcie pod ręką kogoś bliskiego, kto Was pzygarnie, a na następny dzień pójdzie z Wami na policję i do psychologa. Zresztą! W każdej sytuacji dobrze mieć kogoś, do kogo możecie zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, kto pomoże Wam przejsć przez pierwsze godziny szoku. Nie myślicie wtedy racjonalnie. Nie jesteście w stanie spokojnie ocenić sytuacji. Gwałtowne rozładowanie napięcia tworzy coś w rodzaju ściany pomiędzy Tobą, a własnym poczuciem rzeczywistości. Ja pamiętam, że kiedy mnie pobił pierwszy raz, miałam wrażenie, że wyszłam z ciała i przyglądałam się temu z boku. Do dzisiaj włos mi się jeży na głowie na samo wspomnienie tego, jak udało mi się, półnagiej uciec z jego mieszkania. Potem wiecie, policja, nie chciał oddać mi ubrań, moich rzeczy. Nad ranem stałam pod prysznicem i płakałam jak dziecko, obolała na całym ciele. Ale... wracając do meritum. W tej fazie możecie ujrzeć jego prawdziwe oblicze. Jego realnego, bez maski. I dobrze zapamiętajcie ten widok. Bo on się powtórzy, bo zaraz po wyładowaniu się nadejdzie... miesiąc miodowy.
Zapytanie - ale jak to przerwać? Podpowiem Wam jak ja do tego dążyłam. Oczywiście, skłamałabym, gdybym powiedziała, że byłam taka zajebiście mądra od początku i wiedziałam dokładnie co i jak. Nie, nie wiedziałam. I dla pocieszenia - dwa lata się babrałam w takim kręgu, aż wreszcie nie tryknęło mi w głowie to, co tryknąć powinno po tym pierwszym telefonie z bluzgami.
APTECZKA PIERWSZEJ POMOCY
- kiedy tylko dojdzie do aktu przemocy (nieistotne jakiej), natychmiast odcinacie się od delikwenta, przestajecie odbierać telefony, nie czytacie smsów, nie kontaktujecie się z nim. Nie po to, by ukarać. Ale po to, by nabrać dystansu i ochłonąć. To czas, kiedy dobrze by było, gdybyście miały wsparcie w kimś, komu ufacie. Komu możecie powiedzieć, co się wydarzyło. Błagam, jeśli Was pobił, idźcie na policję, zgłoście to, idźcie na obdukcję. Nie bójcie się. To, co robi sprawca przemocy jest karalne.
- w fasie miesiąca miodowego, po tym jak doszło już do aktu przemocy, nie traćcie czujności. Zwracajcie uwagę na czyny, nie słowa. Oni, jak wspomniałam już, obiecują wszystko. Są jak plasterek na Wasze siniaki z jego winy. Ale... W tym momencie dobrze jest zacząć prowadzić notatki. Coś w rodzaju pamiętnika. Jak się czujecie, co myślicie, co wydarzyło się tego dnia. Po jakimś czasie, gdy wrócicie do notatek, zauważycie schemat. I wtedy warto siegnać po pomoc grupy wsparcia lub psychologa, który Wam uświadomi, że tkwienie w takim związku może bardzo źle się skończyć dla Was, ale też dla Waszych dzieci.
- zapiszcie się do grup na FB, które skupiają osoby po przejściu przez związek toksyczny, czytajcie, sięgajcie po specjalistyczną literaturę. Dajcie sobie czas, by nabyć umiejetności radzenia sobie z przemocą ze strony partnera.
- obmyślcie plan - jeśli nie macie pracy, natychmiast zacznijcie szukać, jeśli nie macie gdzie pójść, poproście o pomoc kogoś, kto tej pomocy może Wam udzielić. Nie bójcie się iść po pomoc do MOPSU. Nawet nie wiecie ile życzliwych jest wokół Was.
- pod żadnym pozorem nie dajcie się wkręcić w jego zapewnienia o tym, że Was kocha. Ktoś kto kocha, nie stosuje przemocy. Jasne? Nie i kij mu w oko. On będzie Wam gadał, zapewniał, może Wam grozić, szatnażować, może pojawiać się w miejscu pracy czy zamieszkania. Nagrywajcie rozmowy, zachowujcie wiadomości, smsy, listy. Jeśli przegnie - zawsze możecie zgłosić stalking.
- mówcie i wyrzucajcie z siebie emocje. Można to robić w ramionach kogoś bliskiego, w grupach wsparcia, na kozetce, pisząc, nagrywając czy też krzycząc w lesie. Cokolwiek przynosi ulgę, musicie z siebie wywalić wszystkie emocje.
- nie dajcie się prowokować. Tutaj metoda szarej skały jest niczym remedium. Polega ona na zupełnym ignorowaniu lub wręcz nudnym reagowaniu na wszystko, czym prowokuje Was tox. Im nudniejsze, mniej zainteresowane, zaoferowane jego osobą będziecie tym bardziej możliwe, że szybciej jemu się znudzi jeżdżenie po Was. O tej metodzie opowiem następnym razem.
Dziewczynki moje, wiem z doświadczenia, że to arcytrudne. Naprawdę. Ja wracałam X razy i za każdym razem było do dupy. Rozczarowanie tym człowiekiem było ogromne, a straty moralne i zaoranie psychiczne nie do ogarnięcia przez samą siebie. Pamiętajcie, nie macie do czynienia ze zdrowym człowiekiem. Nie liczcie na zdrowy dialog, rozstanie czy dobre intencje. NIe znajdziecie ich u tych psycholi. A cykl przemocy zawsze będzie tak beznadziejnie powtarzalny, jeśli już dzisiaj nie podejmiecie decyzji o tym, by kopnać szanownego w zad.
Życzę Wam owocnych przemyśleń :)
Wasza Królewna z Drewna