Tykająca bomba zegarowa z opóźnionym zapłonem...
Dzień dobry moje Dziewczynki :)
Wasza Królewna dzisiaj zaszyła się w domu, bo i pogoda mocno popsuta, bo zmęczenie po tygodniu pracy, bo chyba też mam dzisiaj dzień spowolnionych reakcji i co tu dużo gadać - jestem uziemiona przez tragiczny ból żołądka. Tak, to jakaś niestrawność pewnie, nic wielkiego. Wzięłam więc nospę, machnęłam sobie białą herbatkę i zapraszam Was do mojego saloniku :) Dzisiaj poruszymy sobie temat, który chyba jako pierwszy przestudiowałam od deski do deski, gdy tylko trafiłam na termin "toksyczny związek", a który wiele mi w głowie poukładał. Oczywiście, można samej sobie wyguglować, poszperać, ale z doświadczenia wiem, że wiele z Was, a przynajmniej te, które jesteście na początku swojej drogi do lepszego życia, oczekujecie ubrania tematu w proste, zrozumiałe słowa, najlepiej poparte jakimiś przykładami z tzw. "życia". Od razu jednak uprzedzam, piszę bardzo subiektywnie, bardzo skupiona na rozwiązaniu problemu, a nie grzebaniu sięw nim po pachy. Nie chcę, byście oczekiwały tutaj recepty na wszystko. Jak zaznaczyłam w pierwszym wpisie - w celu dotarcia do sedna, same również musicie wykonać pracę.
Na początek mem:
Powiedzcie, co widzicie na obrazku? Oczywiście, skojarzenie z Czarnobylem jak najbardziej trafne! To jeden z obrazków, które pojawiają się w wyszukiwarce po wpisaniu hasła "toxic love". I niech to będzie dzisiejszy temat przewodni.
Nię będę dzisiaj rozwodzić się nad rozebraniem na czynniki pierwsze, czym jest toksyczny związek, toksyczna miłość. To temat długi i szeroki. Na pewno go poruszę, w jakimś w miarę zjadliwym kontekście, jednak dzisiaj pogadamy sobie o cyklu przemocy. I, żeby była jasność, przemoc to nie tylko to, co spotyka nas na meczach piłkarskich, gdzie dwie grupy ultrasów naparzają się i lądują albo na SOR-ach, a w najlepszym wypadku, u dentysty w celu uzupełnienia utaconego na skutek mordobicia, uzębienia. Oczywiście, jak najbardziej jeśli myślimy przemoc - mamy w pierwszej kolejności skojarzenie z przemocą fizyczną. Ale istnieje wiele jej rodzajów:
a) przemoc psychiczna
b) przemoc ekonomiczna
c) przemoc seksulana
d) zaniedbanie
Krótko mówiąc, przemoc występuje wówczas, kiedy agresor lub popularnie zwany sprawca, dopuszcza się naruszenia naszej nietykalności cielesnej, znęcania psychicznego, utrudniania lub całkowitego odcięcia od środków finansowych niezbędnych do przeżycia, molestowania seksualnego lub gwałtu, a także zaniechania opieki nad osobą, która jej potrzebuje, by móc funkcjonować. Przemoc fizyczna to nie tylko pobicie, ale też szturchanie, popychanie, drapanie, gryzienie (tak tak, zdarzają się akty przemocy, których skutkiem są pogryzienia), straszenie pobiciem, wykręcanie rąk, szarpanie za włosy lub szczypanie. Słowem - wszelkie czynności z użyciem siły fizycznej. Przemoc psychiczna to chociażby wyzwiska, szkalowanie, wyśmiewanie, zawstydzanie, gaslighting (czyli wmawianie komuś, że coś zrobił lub nie zrobił, podczas, gdy wiemy doskonale, że ta osoba się myli. O gaslightingu opowiem następnym razem), oskarżanie o coś, co nie miało miejsca, poniżanie, krzyk, ciche dni. W kręgu przemocy seksualnej znajdują się zachowania z kategorii: molestowanie, gwałt, zmuszanie do czynności seksualnych, dotykanie miejsc intymnych bez zgody drugiej osoby, wymuszanie czułości, szantaż emocjonalny o podłożu seksualnym (słynny "dowód miłości"), dopuszczanie się do ryzykownych zachowań seksualnych (np. nie stosowanie prezerwatyw bez wiedzy drugiej osoby) itp. Wreszcie zaniedbanie dotyczy tych osób, które w jakiś sposób są zależne od sprawcy przemocy: np. dzieci, których potrzeby nie są zaspokajane, to porzucenie opieki nad potrzebującym bliskim, zaniechanie wspierania w codziennych zmaganiach osób wymagających pomocy w codziennych czynnościach.
Jak widzicie, przemoc ma wiele twarzy. I pewnie, jeśli odnalazłyście jej elementy w Waszych związkach, zastanawiacie się, jak to możliwe, że w tym tkwicie. Bo wiadomo, póki nas to nie dotyczyło, to byłyśmy niemalże pewne, że w życiu nigdy byśmy nie pozwoliły na to, by ktokolwiek ograniczał naszą swobodę poprzez stosowanie przemocy. No i tu pojawia się mój nieco ironiczny uśmieszek. Każda mądra, która nie miała z tym styczności. Ale, nie oznacza to, że jesteście skazane na wieczność z oprawcą. Wręcz przeciwnie. Mechanizmem, który Was wstrzymuje (przynajmniej w pierwszym odruchu) od odejścia to tzw. cykl przemocowy. A ten pojawia się jak coroczna grypa w dysfunkcyjnych związkach. Zadajemy sobie pytanie - dlaczego to się dzieje, jak to możliwe, że dzisiaj mnie kocha, a jutro nienawidzi. Wiecie dlaczego?
Zobaczcie na infografikę:
(źródło: http://poradnictworodzinne.pl/cykl-przemocy-rodzinie/)
Zaczniemy sobie od tego, co miłe i przyjemne.
1) MIESIĄC MIODOWY
To zarazem pierwsza jak i finałowa faza cyklu przemocy. Wasz psychol w tym czasie jest... idealny! Jest taki, jaki dał się Wam poznać w trakcie flirtu i zdobywania Waszych względów. Jest czuły, delikatny, wyznaje Wam miłość, jest po prostu wspaniałym partnerem, ojcem, pracownikiem, szefem, przyjacielem itp. Skupiam się tutaj przede wszystkim na kontekście związku romantycznego, ale pamiętajmy, że toksyków nie brakuje także w miejscach pracy, rodzinie czy w gronie znajomych. W trakcie miesiąca miodowego psycholek jest w stanie obiecać Wam wszystko. Jeśli jest wielkim fanem browara w ilości zatrważającej, przyrzeknie, że pójdzie na terapię/zaszyje się/przestanie pić. Będzie piał z zachwytu nad Waszymi wdziękami, chociaż jeszcze chwilę temu twierdził, że spałyście się jak świnie. Będzie Wam robił śniadanie do łóżka, dogadzał, zabierał na randki, obsypywał kwiatami i przyrzekał na wszystko (najgorzej na życie dziecka), że więcej Wam krzywdy nie zrobi. I co robimy wtedy? Zapłakane, posiniaczone, obolałe kiwamy główkami w geście zgody, bo przecież jak on, ten wspaniały człowiek, może nas oszukiwać? Jak może szczerze nie żałować? Przecież te jego łzy są takie prawdziwe, a wyszeptane do ucha wyznania miłości tak pięknie czułe. No i tak jak cielaki patrzymy na oprawcę i mu... wierzymy! Wierzymy w jego słowa. I tutaj pojawia się clou - w słowach nasi psychole są najlepsi. Potrafią gadać tak, że więdnie Ci nastroszona kosa, którą chętnie byś go zadźgała, stapia się lód nienawiści i jeszcze na dodatek masz wrażenie, że w sumie... to nic się nie stało.
Mam z tej okazji dla Was małą anegdodkę. Otóż. Poznałyście ostatnio jednego z moich psycho-misiów - Jaśnie Pana. Jegomość miał mega problemy z agresją i alkoholem. Do tego stopnia, że w pierwszym miesiącu naszego kiełkującego związku, któregoś wieczoru po prostu sobie ćwierkaliśmy do ucha gadając przez telefon. Zabijcie mnie, ale nie mam pamięci do tego, co było powodem tego, że w mgnieniu oka z miauczącego i wysyłajacego w moją stronę peany kociaka, zmieniłsię w warczącego i drącego ryja tygrysa! Po prostu zaczął się na mnie wydzierać. Ale tak wiecie, że aż słyszałam jak charczy mu gardło. Stałam, pamiętam w kuchni, oniemiała. NIKT nigdy TAK SIĘ NIE DARŁ na mnie jak on wtedy. Zaczęłam płakać, pytać, dlaczego mnie wyzywa, dlaczego jest taki. I on nawet nie odpowiedział, tylko dalej sie darł. W końcu się rozłączyłam. Moje serce waliło mi jak oszalałe. Zadzwonił po chwili, pomyślałam, że może ochłonął. A ja byłam nauczona, że jak ktoś wyciąga rękę, to ją chwytam. I co? I powrótka. "Jak mogłaś kurwo się rozłączyć". Dziewczynki, u mnie słowo "kurwa" było dość często stosowaną inwektywą i wtedy pierwszy raz wtargnął na moją granicę. Znowu się rozłączyłam. Przepłakałam pół nocy, chlipiąc mojej współlokatorce w ramię, że jak on w ogóle mógł, że tego nie rozumiem. Nic przecież mu nie zrobiłam. Na drugi dzień... tak, zgadłyście, błagał, prosił, czołgał się w swoim (udawanym) wstydzie. I co ja zrobiłam? Tak, bingo, postanowiłam się na niego nie gniewać. Czaicie, w przeciągu kilku minut zostałam wyzwana od kurew, dziwek, dupodajek i kij wie jeszcze kogo, a na drugi dzień za pomocą jego miodku stwierdziłam, że skoro tak prosi o wybaczenie i mówi, że on nie wie, co się z nim stało, że nie pamięta! (kurwa, demencja!), czemu tak mnie nazwał, to widocznie serio tak jest. Więc... wszystko wróciło do normy.
Nie na długo jednak, bo nastąpiła faza numer 2.
2) NARASTAJĄCE NAPIĘCIE
W tej fazie nasz psycholuniek zaczyna się szarpać. W sensie, wyczuwacie, że coś wisi w powietrzu. Zaczyna się od uszczypliwści, jakiś drobnych przytyków. Np. że znowu coś go wkurzyło, ale się nie gniewa, albo, że w tej czerwonej kiecce wygladacie jak jego ex, czyli źle. Zaczynacie chodzić na paluszkach. Wyczuwacie, że Wasz sprzeciw może spotkać się z ogromną, delikanie mówiąc, dezaprobatą z jego strony. Dlatego staracie się mu dogadzać, by odgonić te zbierajace się coraz bardziej burzowe chmury nad jego głową. Panicz wraca do domu, więc w te pędy podajcie obiadek. Dzieci marudzą? Zaganiacie je do drugiego pokoju i włączacie bajkę, by nie wkurzały zmęczonego tatulka. Wychodzicie gdzieś na miasto - wybierasz raczej skromny ubiór niż tą zajebistą mini, w której masz nogi do nieba. Wkurza go Twoja przyjaciółka? Spotykasz się z nią na mieście, albo w dalszych fazach prania mózgu, urywasz z nią kontakt, bo nie chcesz znowu się tłumaczyć ze spędzania z nią czasu. W moim wypadku poszło to ciut dalej, ponieważ na skutek nerwów Jaśnie Pana, zrezygnowałam z dodatkowych źródeł utrzymania, które polegały na pracy przy tłumaczeniach i copywritingu. A było to tak. Od wielu lat trudniłam siędodatkowymi zleceniami w wymienionych wyżej zajęciach. Lubiłam to, dawąło mi to dużo radochy i dorzucało kilka stówek miesięcznie do mojego portfela. Problem polegał na tym, że pracowałam jednocześnie na etacie i późno wracałam do domu. To był czas, kiedy praktycznie mieszkałam u niego, więc wpadałam, jedliśmy kolację, on sączył (a jakże) piwo i próbowałam wycofać się do pracy numer dwa. To była jesień, więc wracałam w sumie jak już było ciemno na dworze. Ale mój psychol pragnął czegoś inengo, o argument, że możemy za tę kasę coś kupić, gdzieś pojechać, czy w ogole na coś odłożyć, nie docierały. Robił mi autentyczną jazdę o to, że wybieram cyt. "jakąś gównianą robotę, która i tak mi nie wychodzi" (kontekst: z powodu niedostatecznego skupienia i zmęczenia miałam dużo poprawek). Zaczął wymuszać na mnie poświecanie jemu czasu, czyli głaskaniu go po głowie, gdy zasypiał w upojeniu alkoholowym, tudzież z ochotą przy akompaniamencie wyziewów harnasiowych, oddawała się współżyciu. Efekt? Straciłam wszystkie kontrakty. I nie było mowy, by odkręcić sprawę, bo po prostu nikt z moich vendorów nie chciał rozmawiać z kimś tak niepoważnie traktującym swoje obowiązki jak ja. Jaśnie Pan zatriumfował.
W fazie narastającego napięcia misiaczek zaczyna się szarpać, jak zwierzę w klatce, wyszukuje nowe powody by się do Was przywalić, przestaje zachowywać się jak ukochany facet, a zmienia się powoli we wściekłego chomika, który pokazuje zębiska. I pewnego dnia, kiedy obmyślacie, jakby go tutaj udobruchać, następuje...
3) GWAŁTOWNE ROZŁADOWANIE NAPIĘCIA
Na Waszej buzi ląduje jego rozwścieczone łapsko, robi Wam awanturę o jakąś duperelę, wrzeszczy, niszczy Wasze rzeczy, robi Wam scenę przed ludźmi, nie szczędzi słodkich słów, a na koniec albo przetrzymuje Was siłą w domu, albo wręcz wypieprza z mieszkania np. w środku nocy bez pieniędzy i telefonu. W "najlepszym" wypadku znika na dni, tygodnie, milczy lub po prostu ryje Wam beret 24h/dobę.
Faza ta może mieć wiele postaci. Jeśli macie do czynienia z agresorem, który używa siły to możecie już szukać kontaktu do najbliższego lekarza w celu wykonania obdukcji (namawiam!), jeśli psychicznie Was wykańcza - miejcie pod ręką kogoś bliskiego, kto Was pzygarnie, a na następny dzień pójdzie z Wami na policję i do psychologa. Zresztą! W każdej sytuacji dobrze mieć kogoś, do kogo możecie zadzwonić o każdej porze dnia i nocy, kto pomoże Wam przejsć przez pierwsze godziny szoku. Nie myślicie wtedy racjonalnie. Nie jesteście w stanie spokojnie ocenić sytuacji. Gwałtowne rozładowanie napięcia tworzy coś w rodzaju ściany pomiędzy Tobą, a własnym poczuciem rzeczywistości. Ja pamiętam, że kiedy mnie pobił pierwszy raz, miałam wrażenie, że wyszłam z ciała i przyglądałam się temu z boku. Do dzisiaj włos mi się jeży na głowie na samo wspomnienie tego, jak udało mi się, półnagiej uciec z jego mieszkania. Potem wiecie, policja, nie chciał oddać mi ubrań, moich rzeczy. Nad ranem stałam pod prysznicem i płakałam jak dziecko, obolała na całym ciele. Ale... wracając do meritum. W tej fazie możecie ujrzeć jego prawdziwe oblicze. Jego realnego, bez maski. I dobrze zapamiętajcie ten widok. Bo on się powtórzy, bo zaraz po wyładowaniu się nadejdzie... miesiąc miodowy.
Zapytanie - ale jak to przerwać? Podpowiem Wam jak ja do tego dążyłam. Oczywiście, skłamałabym, gdybym powiedziała, że byłam taka zajebiście mądra od początku i wiedziałam dokładnie co i jak. Nie, nie wiedziałam. I dla pocieszenia - dwa lata się babrałam w takim kręgu, aż wreszcie nie tryknęło mi w głowie to, co tryknąć powinno po tym pierwszym telefonie z bluzgami.
APTECZKA PIERWSZEJ POMOCY
- kiedy tylko dojdzie do aktu przemocy (nieistotne jakiej), natychmiast odcinacie się od delikwenta, przestajecie odbierać telefony, nie czytacie smsów, nie kontaktujecie się z nim. Nie po to, by ukarać. Ale po to, by nabrać dystansu i ochłonąć. To czas, kiedy dobrze by było, gdybyście miały wsparcie w kimś, komu ufacie. Komu możecie powiedzieć, co się wydarzyło. Błagam, jeśli Was pobił, idźcie na policję, zgłoście to, idźcie na obdukcję. Nie bójcie się. To, co robi sprawca przemocy jest karalne.
- w fasie miesiąca miodowego, po tym jak doszło już do aktu przemocy, nie traćcie czujności. Zwracajcie uwagę na czyny, nie słowa. Oni, jak wspomniałam już, obiecują wszystko. Są jak plasterek na Wasze siniaki z jego winy. Ale... W tym momencie dobrze jest zacząć prowadzić notatki. Coś w rodzaju pamiętnika. Jak się czujecie, co myślicie, co wydarzyło się tego dnia. Po jakimś czasie, gdy wrócicie do notatek, zauważycie schemat. I wtedy warto siegnać po pomoc grupy wsparcia lub psychologa, który Wam uświadomi, że tkwienie w takim związku może bardzo źle się skończyć dla Was, ale też dla Waszych dzieci.
- zapiszcie się do grup na FB, które skupiają osoby po przejściu przez związek toksyczny, czytajcie, sięgajcie po specjalistyczną literaturę. Dajcie sobie czas, by nabyć umiejetności radzenia sobie z przemocą ze strony partnera.
- obmyślcie plan - jeśli nie macie pracy, natychmiast zacznijcie szukać, jeśli nie macie gdzie pójść, poproście o pomoc kogoś, kto tej pomocy może Wam udzielić. Nie bójcie się iść po pomoc do MOPSU. Nawet nie wiecie ile życzliwych jest wokół Was.
- pod żadnym pozorem nie dajcie się wkręcić w jego zapewnienia o tym, że Was kocha. Ktoś kto kocha, nie stosuje przemocy. Jasne? Nie i kij mu w oko. On będzie Wam gadał, zapewniał, może Wam grozić, szatnażować, może pojawiać się w miejscu pracy czy zamieszkania. Nagrywajcie rozmowy, zachowujcie wiadomości, smsy, listy. Jeśli przegnie - zawsze możecie zgłosić stalking.
- mówcie i wyrzucajcie z siebie emocje. Można to robić w ramionach kogoś bliskiego, w grupach wsparcia, na kozetce, pisząc, nagrywając czy też krzycząc w lesie. Cokolwiek przynosi ulgę, musicie z siebie wywalić wszystkie emocje.
- nie dajcie się prowokować. Tutaj metoda szarej skały jest niczym remedium. Polega ona na zupełnym ignorowaniu lub wręcz nudnym reagowaniu na wszystko, czym prowokuje Was tox. Im nudniejsze, mniej zainteresowane, zaoferowane jego osobą będziecie tym bardziej możliwe, że szybciej jemu się znudzi jeżdżenie po Was. O tej metodzie opowiem następnym razem.
Dziewczynki moje, wiem z doświadczenia, że to arcytrudne. Naprawdę. Ja wracałam X razy i za każdym razem było do dupy. Rozczarowanie tym człowiekiem było ogromne, a straty moralne i zaoranie psychiczne nie do ogarnięcia przez samą siebie. Pamiętajcie, nie macie do czynienia ze zdrowym człowiekiem. Nie liczcie na zdrowy dialog, rozstanie czy dobre intencje. NIe znajdziecie ich u tych psycholi. A cykl przemocy zawsze będzie tak beznadziejnie powtarzalny, jeśli już dzisiaj nie podejmiecie decyzji o tym, by kopnać szanownego w zad.
Życzę Wam owocnych przemyśleń :)
Wasza Królewna z Drewna
Dodaj komentarz